(c)
Szablon wykonany przez Renfri przy pomocy: 1, 2, 3, 4.
Zapraszam na drugie opowiadanie: DROGA DO CIEBIE

ROZDZIAŁ ÓSMY

Nieopanowane tęskoty


Ostatnie tygodnie były dla Harry’ego prawdziwą katuszą. Przyzwyczajony do cichej, przestraszonej Susan, nie potrafił odnaleźć się w sytuacji, w której przyjaciółka promieniała szczęściem i pewnością siebie. Najbardziej denerwował go fakt, że ci wszyscy ludzie nie byli z Rudą szczerzy, a ona nie umiała przejrzeć na oczy i dostrzec, że zainteresowali się nią dopiero, gdy została szukającą Hufflepuffu. Zgrzytał więc zębami za każdym razem, gdy widział ją przy stole Puchonów obleganą przez tego głupiego Malone’a i resztę. A ona zdawała się niczego nie zauważać. W najlepsze pławiła się w słodkich komplementach kolegów z domu borsuka i trzepotała tymi swoimi pięknymi rzęsami na prawo i lewo. Włosy lśniły jej jakoś bardziej niż zwykle, a cera jakby wręcz promieniała zdrowym blaskiem. Wiła się między chłopcami jak węgorz i chwilami Harry chciał ją dosłownie ukatrupić, żeby tylko przestała się tak głupio zachowywać.
Przecież to tak nie przystoi dziewczynie w miejscu publicznym! 
Poza tym oni mieli ją gdzieś!
A tak naprawdę to Harry po prostu chciał, żeby przestała się w końcu nimi zachwycać i łaskawie porozmawiała z nim — prawdziwym przyjacielem, który wiądł tu z tęsknoty przy stole Gryfonów i wlepiał w nią swoje udręczone oczy. 
 — Ej, stary, co się z tobą dzieje? — spytał Ron, grzebiąc w swoim kurczaku pieczonym na miodzie. — Wyglądasz, jakby dementor ci mózg odessał. 
Harry obrzucił kumpla zszokowanym spojrzeniem, aż w końcu rzucił: 
 — Jestem wściekły. Na tego Malone’a i Riversa. Co to ma być, obłapiają we dwójkę Susan w Wielkiej Sali na oczach wszystkich, przecież to brak szacunku! 
 — Susan wydaje się być zadowolona. Poza tym co ty dajesz, stary, w średniowieczu żyjesz? Lav niemal ciągle mizia mnie po kolanach. 
 — Taaa, zdążyłem zauważyć — skrzywił się Harry. 
Nie wiedział już, co robić. Nic nie pomagało: ani granie w eksplodującego durnia, ani w gargulki, nawet zwykle wciągający (nieważne, że czytał go już kilkanaście razy) „Quidditch przez wieki” okazał się niewystarczająco zajmujący. Ba, i latanie na miotle nie dawało rady! Czego by nie próbował, jego myśli wciąż krążyły wokół Susan, a mózg uparcie podsyłał obrazy rąk tych gnojków obejmujących jego przyjaciółkę. 
Coś w jego wnętrzu szeptało: zabij ich, zwiąż, uduś, potnij…!
Harry przerażony swoimi myślami potrząsnął głową i skupił się na kawałku kurczaka i jego ślicznej, błyszczącej dzięki grubej warstwie miodu, chrupiącej panierce. 
Nikt nie zauważy zniknięcia dwójki uczniów!
Chłopak zaczął energiczniej przeżuwać mięso i podśpiewywać w myślach ułożoną na poczekaniu „Odę do kuraka”, próbując zagłuszyć dziwne myśli. 
W razie czego powiemy, że wpadli do jeziora! No już, zabij ich, zwiąż, uduś, potnij…
 — Zamknij się! — krzyknął Harry i uderzył zaciśniętą pięścią w stół. 
 — Weź się odwal — burknął w odpowiedzi Ron, patrząc na niego krzywo. — Będę mówił, co chcę. 
 — Co? — spytał zszokowany. Wytrzeszczył szeroko oczy i rozejrzał się na boki, jakby nie był do końca pewien, gdzie się znajduje. — Nie… Nie chciałem, to nie do ciebie — powiedział i pospiesznie odszedł od stołu. 
Gdy wychodził z Wielkiej Sali, uważnie śledziła go para brązowych oczu. 
W pokoju wspólnym na szczęście nie spotkał nikogo, bo wszyscy uczniowie dalej siedzieli na kolacji. Było mu to na rękę, potrzebował chwili samotności. Nie wiedział, co się z nim działo. Nie rozumiał, czemu jak zawsze nie może po prostu nie myśleć o tym wszystkim i mieć święty spokój. 
Ta cała autorefleksja to jakiś istny defekt genetyczny, uznał w duchu. 
Usiadł przed kominkiem i usiłował napisać wypracowanie dla McGonagall, ale nie był w stanie sklecić nawet zdania. Słowa w książce zlewały mu się w jeden wielki wyraz: UDUŚ. 
W końcu uznał, że nie wytrzyma tego dłużej. Nie mógł przebywać sam, bo wtedy wariował, ale siedzenie w Wielkiej Sali i patrzenie na tych frajerów też nie wchodziło w grę. Na dodatek w brzuchu mu burczało, bo oczywiście zostawił niedojedzonego kurczaka i bez zastanowienia wyleciał z kolacji jak oparzony. Jedynym rozwiązaniem, jakie widział w obecnej sytuacji, było odwiedzenie kuchni i błaganie skrzatów o wydanie mu jakiegoś posiłku mimo odbywającej się właśnie wieczornej uczty. Wiedziony instynktem człowieka kochającego jedzenie bardziej niż własną matkę, pozwolił swoim nogom prowadzić i już po chwili znalazł się obok pokoju wspólnego Puchonów, tuż przy wejściu do kuchni. 
Mimo okropnego humoru, zachichotał pod nosem podczas łaskotania gruszki. Na Merlina, to jest takie idiotyczne, pomyślał. Ktoś, kto to wymyślił, musiał mieć jakiś srogi fetysz. 
Zajrzał niepewnie przez wejście i wślizgnął się czym prędzej do środka. Zawsze przerażała go wielkość tego pomieszczenia. Gdyby był skrzatem, pewnie gubiłby się tu notorycznie i doznał przez to głębokiego urazu psychicznego... Wyminął pięć długich stołów stojących na środku i przeszedł na lewo, gdzie miał nadzieję znaleźć jakąś dobrą duszę, która rzuci mu coś na ząb. 
 — Karpik nie będzie się za nikogo tłumaczył — Harry’ego dobiegł głos zza wielkiego pieca. — To nie wina Karpika, że Zasmażka ciągle tam chodzi!
 — Gdzie ciągle chodzi Zasmażka? — spytał zaciekawiony chłopak. 
Zaskoczone skrzaty podskoczyły i stanęły niemal na baczność. Ich wielkie, okrągłe oczy wpatrywały się w niego przerażone, jakby przyłapał je na robieniu czegoś złego. 
 — Zasmażka to zła skrzatka! — zawyrokował Karpik, a jego szpiczasty, długi nos zatrząsł się z oburzenia. 
 — Karpik też jest nieporządny — fuknęła na niego skrzatka stojąca obok. — Chochelka mówiła Karpikowi, żeby pilnował Zasmażki, ale Karpik jej nie posłuchał!
Stworzenia kuliły się w rogu pomieszczenia, przestraszone jego obecnością. Harry stał zakłopotany dobrą chwilę, ale po kilku próbach uspokojenia rozdygotanych skrzatów, które w tym momencie od przypalania sobie dłoni żelazkiem, za karę, że się do niego odezwały, powstrzymywał jedynie strach przed jego reakcją, po prostu spytał ponownie o miejsce pobytu nieobecnej Zasmażki. 
 — Zasmażka ciągle chodzi do pokoju Przychodź-Wychodź! — krzyknął oburzony Karpik, a jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy uświadomił sobie, co powiedział. Skurczył się w sobie i porwał ze ściany wielki garnek, którym następnie zaczął okładać się po głowie. 
 — Jeny, przestań! — zawołał Harry i szybko wyrwał Karpikowi naczynie. — Do jakiego pokoju? Co to jest? 
Skrzaty popatrzyły po sobie niepewne, czy mogą zdradzić chłopakowi swoją tajemnicę. Chochelka co chwilę obciągała stary, porwany materiał, który służył jej za sukienkę, próbując osłonić kolana. Ten wstydliwy gest zaskoczył Harry’ego. 
 — To pokój, którego każdy potrzebuje, sir. 
 — A co w takim razie jest złego w tym, że Zasmażka tam chodzi?
 — Bo Zasmażka jest złym skrzatem! — krzyknął piskliwym głosem Karpik. — Zasmażka wykorzystuje magię, aby wprowadzić się w stan upojenia alkoholowego!
 — A potem siedzi i flirtuje z sir Barnabaszem! — oburzyła się Chochelka. — To samotnej skrzatce nie przystoi!
 Harry zmarszczył brwi, skonsternowany. Skądś kojarzył to imię… Jednak konflikt między skrzatami narastał z chwili na chwilę, musiał więc podjąć szybkie i stanowcze kroki w celu pozyskania pożywienia na resztę dnia. Zagarnął do kieszeni suche kabanosy, dwie parówki i pół bochenka chleba, po czym ewakuował się z kuchni, póki jeszcze kłótnia pomiędzy Karpikiem a Chochelką nie osiągnęła punktu kulminacyjnego. Miał jeszcze chwilę sam na sam z większością zamku, dlatego postanowił rozejrzeć się za wspomnianym Barnabaszem, żeby odnaleźć miejsce, o którym mówiły skrzaty. Nie mógł przypomnieć sobie, skąd kojarzy to imię… Początkowo planował krążyć po zamku, aż na coś trafi, ale wtedy jego wzrok padł na obraz Wendeliny Dziwacznej, o której Harry kiedyś pisał wypracowanie na historię magii.  
 — Och, och, Barnabasz — pisnęła. Uśmiechała się przeraźliwie, gdy płomienie bezlitośnie kąsały jej skórę. — Nasz kochany, drogi Bziiiiik! Ha, ha, ha!
 — Znasz go? Gdzie mogę go znaleźć? — spytał. Usilnie starał się nie zwracać uwagi na to, jak wielką przyjemność Wendelina czerpie z bycia podpalaną. 
 — Oczywiście, że tak — szepnęła konspiracyjnie wiedźma i nachyliła się w jego stronę, niemal wypadając z obrazu. — Idź na siódme piętro! Hi, hi, hi!
No świetnie, znów na górę. Harry czuł się powoli jak idiota, krążąc tak w prawo i w lewo po Hogwarcie, jakby był jakimś zagubionym pierwszoroczniakiem. Westchnął więc głośno i powlókł się z powrotem na szczyt zamku. Kolacja w Wielkiej Sali powoli dobiegała końca, dlatego musiał się spieszyć. Zostało mu jeszcze góra pięć minut, zanim tłum uczniów na nowo wyleje się na hogwarckie korytarze. Skorzystał z tajnego przejścia na drugim piętrze, które poprowadziło go wprost na samą górę, gdzie rozejrzał się skonsternowany i spostrzegł, że z zainteresowaniem przygląda mu się Pervical Pratt. 
 — Jest panicz na diecie? — spytał poeta, gładząc powoli kozią bródkę sięgającą mu do klatki piersiowej. 
 — Nie byłem głodny — odparł Harry. — Wie pan może, gdzie znajdę portret niejakiego sir  Bzika? Ponoć wisi gdzieś tutaj, na siódmym piętrze…
 — Ależ oczywiście, młody człowieku. Idź tym korytarzem, tam znajdziesz gobelin głupiego, starego Barnabasza. 
Gryfon podziękował uprzejmie i poszedł we wskazanym kierunku. Po drodze zaczął się zastanawiać, czemu Pratt nazwał swojego kolegę głupim, jednak zagadka rozwiązała się sama już po chwili, gdy jego oczom ukazał arras, na którym przestraszony mężczyzna w średnim wieku biegał pomiędzy stadem trolli ubranych w stroje do baletu. Gdy Harry podszedł bliżej, jeden z nich akurat strącił maczugą kapelusz z długim pióropuszem z głowy tego biedaka. 
 — Barnabasz? — spytał, próbując powstrzymać chichot. — Sir Barnabasz Bzik?
 — A jak myślisz, idioto? — syknął mężczyzna, dysząc wściekle. 
Czyli był w dobrym miejscu. Rozejrzał się po korytarzu, ale zobaczył tylko dwa pomniki, masę obrazów na ścianach i żadnych drzwi. Zaczął chodzić we wszystkie strony i stukać w losowe cegły, próbując znaleźć tajne przejście do pokoju, o którym mówiły skrzaty. Na marne. 
W końcu zrezygnowany odwrócił się, chcąc wrócić do dormitorium i ewentualnie jutro poprosić Karpika i Chochelkę o bardziej szczegółowe instrukcje, lecz stanął jak wryty, bo tuż przed sobą zobaczył bardzo wysokie, lecz też niesamowicie wąskie mahoniowe drzwi. Drzwi, których z pewnością chwilę wcześniej tu nie było. Podszedł więc do nich skonsternowany i bez namysłu nacisnął klamkę, po czym wślizgnął się do środka. 
A za drzwiami znajdował się raj. 
Tuż obok niego, po prawej stronie, ciągnęła się długa na pięć jardów gablota ze zdjęciami najsławniejszych drużyn quidditcha. Po lewej, za grubą szybą wisiała kolekcja najszybszych mioteł świata, jakie zostały wyprodukowane do tej pory. Zaś po środku znajdował się wielki stół, na którym na atłasowych, czerwonych poduszeczkach leżała się ponad setka złotych piłeczek. Harry stał z otwartą buzią i patrzył na to wszystko zachwycony. Gdy otrząsnął się z pierwszego szoku, podszedł na środek pomieszczenia i zaczął odczytywać napisy na małych karteczkach leżących przy każdym złotym zniczu: Salim Szara, Wiktor Krum, Joshua Sankara…
Zaraz, on znał te nazwiska! To byli przecież szukający, którzy grali w przeróżnych drużynach quidditcha. A te daty tuż obok? Czy to były…
 — Na Merlina, Godryka Gryffindora i szalonego Albusa Dumbledore’a — szepnął pod nosem. — To przecież finałowe znicze… 
Gdy tego wieczora Harry leżał w łóżku, dalej nie mógł uwierzyć w to, co znalazł, a jego umysł zasnuwała różowa mgła szczęścia. Zasnął szybko, spał spokojnie, a całą noc śnił jedynie o łaskoczącym trzepocie delikatnych skrzydełek. 

Trzy dni po niezwykłym odkryciu Harry’ego w Hogwarcie świętowano Noc Duchów. Już od rana w całym zamku rozbrzmiewał śpiew szkolnego chóru, który pod batutą Filiusa Flitwicka odbywał ostatnie próby przed wieczornym występem na uroczystej kolacji.
Tuż po ostatnich zajęciach, którymi tego dnia była transmutacja, Harry złapał Hermionę i opowiedział jej o poniedziałkowej wizycie w kuchni i niesamowitym pomieszczeniu, które odkrył dzięki skrzatom. 
 — Tylko nie wiem, czym niby ta cała Zasmażka się tam upija, bo nigdzie nie znalazłem ani grama alkoholu. — Gryfon zmarszczył czoło, lekko zdezorientowany. 
 — Na diadem Roweny, Harry! — krzyknęła podekscytowana dziewczyna. — Znalazłeś Pokój Życzeń!
 — Żaden pokój z życzeń, tylko „Przychodź-Wychodź”, jak już — poprawił ją chłopak. — Nawiasem mówiąc, strasznie durna nazwa jak dla pokoju wypełnionego trofeami quidditcha. 
Hermiona zaśmiała się głośno. Była tak rozemocjonowana, że nawet nie zirytowały jej słowa przyjaciela. 
 — Nie, nie, Harry. Odkryłeś Pokój Życzeń. Pomieszczenie, które pojawia się, gdy go potrzebujesz, a w środku znajdujesz to, czego pragniesz — wytłumaczyła cierpliwie i podskoczyła z radości. — Wiedziałam, że on naprawdę istnieje! 
Chłopak nie mógł uwierzyć własnym uszom. Według tego, co zdradziła mu przyjaciółka, przez przypadek udało mu się znaleźć coś, co od wielu pokoleń było obiektem poszukiwań niemal wszystkich uczniów. Hermiona bardzo nalegała, żeby od razu jej go pokazał, ale Harry uznał, że powinni poczekać i dopiero po uczcie z okazji Nocy Duchów wspólnie w czwórkę obejrzeć jego odkrycie (o ile Susan zechce im towarzyszyć, dopowiedział sobie w duchu). 
Wieczorem Wielka Sala jak zawsze straszyła lampionami i stadem nietoperzy, które poskrzekiwały żałośnie, wisząc pod sklepieniem czarnych chmur. Większość świec została pogaszona, więc w pomieszczeniu panował klimatyczny półmrok. Jedyne światło wydobywało się spomiędzy wyszczerzonych zębów dyniowych głów lewitujących nad stołami, zaś tuż ponad przedziwnymi potrawami ociekającymi sosami w kolorze krwi, przelatywały stada srebrzystych duchów. 
Chór profesora Flitwicka jęczał przeraźliwie, gdy sztućce cicho uderzały o złote półmiski wystawione na tę uroczystą kolację. Część nietoperzy zrywała się co chwilę do lotu, robiła kilka kółek nad uczniami łakomie pochłaniającymi jedzenie, a potem znów wracała do nudnego zwisania głową w dół z mrocznego sufitu. Pod koniec posiłku duchy, wcześniej leniwie poruszające się między stołami lub dla żartu wypływające z talerzy pierwszoroczniaków, zebrały się na środku sali i odegrały scenę pozbawiania Sir Nicholasa głowy. Gdy przedstawienie się skończyło, Harry, razem z wszystkimi energicznie bijąc brawo, zastanawiał się, ile razy można w kółko przedstawiać to samo.
Neville i Susan czekali już pod ścianą przy gobelinie starej wiedźmy, gdy Harry przeszedł przez drzwi na korytarz przed Wielką Salą. Odetchnął z ulgą, widząc, że Ruda idzie z nimi. Hermiona pojawiła się zaraz po nim i już po chwili byli w drodze na siódme piętro.
 — Ale tu nie ma żadnych drzwi — zdziwił się Ślizgon, gdy dotarli na miejsce. 
 — Spokojnie, one się dopiero pojawią — zapewniła go Hermiona, z uwagą obserwując ścianę przed nimi. — Że też wcześniej nie wpadłam na to, że z tym miejscem musi być coś nie tak! Chyba nie ma drugiej ściany w Hogwarcie, na której wisi tak mało obrazów. 
 — Czyli co właściwie musimy zrobić? Harry? — spytała Susan, która upięła włosy w elegancki kok, a usta wysmarowała grubą warstwą błyszczyku. Gryfon jak zaczarowany obserwował ruch jej warg. Dopiero po chwili dotarło do niego, że dziewczyna coś mówiła. 
 — Co? Eee, no tak łaziłem sobie w kółko. 
 — Ja czytałam — wtrąciła Hermiona — że należy przejść pod ścianą trzy razy, myśląc o tym, do czego ma posłużyć ten pokój. Notabene, o czym ty myślałeś, gdy się tu tak kręciłeś? 
 Harry zawahał się przez moment. Spojrzał kątem oka na Susan i już miał wyznać, że to właśnie ona była głównym tematem jego poniedziałkowych trosk, lecz rozmyślił się i wybąkał cicho:
 — Chciałem się czymś zająć, żeby nie myśleć. 
Hermiona zmierzyła go uważnym spojrzeniem i skinęła krótko głową. 
 — To teraz musimy ustalić, co chcielibyśmy znaleźć w środku — zarządziła. 
Po chwili przepychanek słownych, udało im się zdecydować na przytulne miejsce do wypoczynku. Hermiona przedreptała trzy razy pod ścianą we wskazanym przez Harry’ego miejscu i już po chwili ich oczom ukazały się bardzo niskie, jajowate drzwi z klamką w kształcie kurczaka. 
 — Ale odlot — szepnęła Susan, rozdziawiając usta. — To naprawdę działa!
I rzeczywiście w środku znaleźli cztery wygodne fioletowe pufy z niezwykle miękkiego materiału. Pomiędzy nimi stał stolik kawowy z jasnego drewna, a na nim cztery kubki i pięć czajniczków o różnych kształtach i rozmiarach. Zaraz obok ze ściany wyrastał mały, gliniany kominek, a z podwieszanego sufitu spływały ciemnobeżowe draperie. Tak jak sobie zażyczyli, pokój okazał się wręcz klaustrofobicznie mały i bardzo pluszowy. 
 — To jest niesamowite — powiedział Neville, gdy usadowili się każdy na swojej pufie.
Susan mruczała zadowolona, a Hermiona ekscytowała jak nigdy dotąd. Rozglądała się po całym pomieszczeniu, jakby pierwszy raz widziała na oczy tak prozaiczne rzeczy jak kominek czy zwisającą płachtę materiału. 
 — O, patrzcie, w tych dzbanuszkach są różne napoje — zauważyła Ruda, zaglądając do kolejnych czajniczków. 
 — A zobaczcie, co stoi w beczce obok kominka — powiedział Neville i oczy zaświeciły mu się z radości. — Kremowe!
 — Tylko nie upij się, bo pamiętaj, że jutro są normalnie zajęcia — przestrzegła go Hermiona i zwróciła się w stronę Harry’ego: — Myślałam trochę o sytuacji, w której się znajdujemy i doszłam do wniosku, że udawanie, że niczego nie widzę, nie zdaje egzaminu. 
Chłopak spojrzał na nią przerażony. Miał nadzieję, że przyjaciółka nie poruszy przy wszystkich tematu Rudej. 
 — Może i to sprawa między tobą a Susan, ale dotyczy nas wszystkich, bo przez dziwną atmosferę między wami kuleje cała nasza paczka — dokończyła, a zażenowany brunet oblał się rumieńcem. 
 — Ale o co ci chodzi, Herm? — spytała Puchonka. — Co jest między nami nie tak? Znaczy się, ja wiem, że Harry się ostatnio dziwnie zachowuje, ale czemu uważasz, że ma to związek ze mną?
Gryfon siedział na pufie kompletnie załamany i ani myślał się tłumaczyć przy wszystkich, zwłaszcza gdy wyszło na jaw, że Susan uważa, że to on odstawia sceny. Zaszumiało mu w głowie z wściekłości. Jak Ruda mogła być tak bezczelna! Sama nagle zaczęła się publicznie obnosić z nowymi kolegami, obmacywać przy ludziach z dwoma chłopakami na raz, jakby była jakąś latawicą, a śmie zrzucać to wszystko na niego! 
Szum w jego głowie stał się głośniejszy i bardziej uporczywy i już miał coś odparować tej bezczelnej Susan, lecz nagle poczuł się, jakby ktoś zgasił światło i osunął się bezwładnie na podłogę. 

 — Harry! — dobiegł go głos. — Harry, wstawaj!
Gdy otworzył oczy, cały świat okazał się dziwnie jaskrawy i rozmazany. Zaczął szukać na oślep swoich okularów, ale jakaś ręka złapała go za ramię i przytrzymała w pozycji leżącej. 
 — Nie ruszaj się — pouczył go głos, a para zgrabnych dłoni o długich palcach sprawnie nasunęła mu na nos jego okulary. Nagle otoczenie nabrało ostrości, ale barwy nie złagodniały. Obraz przed jego oczami dalej był nieprzyjemnie rażący. 
 — Co się stało? — wychrypiał. 
 — Ty nam lepiej powiedz — powiedział Neville siedzący z jego prawej strony. — Nagle poczerwieniałeś cały na twarzy i zleciałeś z pufy. Co prawda do ziemi daleko nie miałeś, ale…
 — Neville — upomniała chłopaka Hermiona. — Daj Harry’emu spokój, dopiero co odzyskał przytomność. Właściwie powinniśmy go zaprowadzić do skrzydła szpitalnego.
 — Nie! — krzyknął chłopak i poderwał się gwałtownie do góry. — Nic mi nie jest, serio. 
Ale w głowie dalej okropnie mu szumiało. Skrzywił się i potarł czoło pośrodku. Dziwne, czuł się, jakby czegoś tam brakowało… 
 — Wydaje mi się, że zasnąłem — powiedział po chwili ciszy. — Tak myślę, bo śniło mi się coś dziwnego. 
Trójka przyjaciół wlepiła w niego pytające spojrzenia. Harry czuł się tym strasznie speszony i jednocześnie rósł w nim coraz większy niepokój, bo z każdą sekundą coraz lepiej przypominał sobie scenę ze snu. 
 — Merlinie… — szepnął w końcu. — To znowu był on. 
 — Ale co? Jaki on? — zaniepokoiła się Susan i złapała go za rękę. 
Harry poczuł, jak przyjemne ciepło w natychmiastowym tempie rozeszło się po całym jego ciele. 
 — Eee, pamiętacie ten mój sen? Ten o strasznej postaci? Tak jakby zobaczyłem to znowu, ale w jeszcze bardziej wyewoluowanej formie — wyjaśnił pokrętnie. — Tylko całość zaczęła się chyba wcześniej… Widziałem, jak ten facet w czarnym kapturze był w Dolinie Godryka, w mojej okolicy! A potem wparował do mojego domu! I… — głos mu się załamał. 
 — No? Spokojnie, Harry — Ruda głaskała łagodnie grzbiet jego dłoni i wpatrywała w niego zatroskana. Gryfon odbierał mnóstwo kontrastujących ze sobą bodźców. Z jednej strony czuł się fatalnie, niemal wpadł w panikę i nie mógł się uspokoić, a z drugiej strony po jego całym ciele skakały nadpobudliwe, naćpane szczęściem hipogryfy. Miał wrażenie, że jeszcze chwila i oszaleje. 
 — On zabił mojego ojca. I moją matkę. A potem chciał zabić jakieś dziecko, ale… zniknął. 
 — Ale kto to był? — dopytywała Hermiona. — Spostrzegłeś coś, jakieś znaki szczególne, może twoi rodzice coś do niego powiedzieli, cokolwiek?
 — Nie wiem… — zmieszał się. Miał dość tego tematu, ale wiedział, że przyjaciele nie odpuszczą. 
 — Przypomnij sobie! Skup się! — naciskała dalej dziewczyna. — Co miał na sobie? Jaką miał różdżkę? Był sam, z kimś? 
 — NIE WIEM, HERMIONO — Harry niemal krzyknął. — Odczep się, dobra?
 — On ma rację, Herm — powiedziała Susan. — Za bardzo go naciskasz. 
 — Nie, Hermiona robi dobrze — wtrącił Neville. — Przecież to mogła być wizja, rodzice Harry’ego mogą być w niebezpieczeństwie. 
 — Ja… Nie sądzę, aby to była wizja — przerwał im Gryfon, w końcu uspokajając się trochę. — Rozpoznałem ich, ale byli chyba dużo młodsi, a ten mały, no to chyba ja. Nie wydaje mi się, aby ten sen coś znaczył. To pewnie tylko koszmar, w końcu żyją, a ja mam się dobrze. 
Przyjaciele popatrzyli na niego zmartwieni.
 — Jesteś pewny, Harry? — spytała Hermiona. — Wiesz, może tak ci się tylko wydawało, dawno ich nie widziałeś…
 — Tak, jestem pewny. Może co do taty mógłbym się pomylić, ale mama wyglądała, jakby miała kilkanaście lat, no może ewentualnie świeżo po dwudziestce. A tak jak mówiłem, to dziecko, to chyba byłem ja. 
 — Jeny, ty to zawsze musisz coś odstawić — powiedział Neville po chwili ciszy. — Nie możesz się normalnie pokłócić z Susan, tylko zaraz wymyślasz jakieś sny z zabijaniem swoich starych? — zażartował i zaśmiał się nerwowo. 
 — Wiecie co, chcę już wracać. — Harry wstał zbyt szybko i znów zakręciło mu się w głowie. — Zaraz będzie cisza nocna, a poza tym chyba nie mam już nastroju na siedzenie tutaj. 
 — Spoko. Chodź, odprowadzimy cię, żebyś nie zemdlał nam znów po drodze, a potem ja odstawię nasze panie do ich pokoi wspólnych. 

Tego wieczora, gdy Neville wrócił do swojego dormitorium, w sypialni szóstorocznych Ślizgonów panował spokój. Choć cisza nocna rozpoczęła się już parę minut temu, Crabbe, Goyle i Zabini byli nieobecni. Tylko Malfoy siedział na swoim łóżku i wpatrywał się w przyjaciela wyczekująco.
 — No, myślałem, że już nie wrócisz. 
 — Ach, nic nie mów. Potter znalazł Pokój Życzeń, więc postanowił nam go dzisiaj pokazać, a potem wyszła taka głupia sytuacja i… Jestem taki zmęczony — westchnął i przycupnął na łóżku obok Dracona. 
Siedzieli chwilę w ciszy, aż w końcu Malfoy sięgnął za siebie i wyciągnął spod pościeli dużą butelkę Ognistej Whisky i dwie szklanki. Neville zaśmiał się na ten widok i powiedział:
 — Nie zapomniałeś. 
 — Jak mógłbym o niej zapomnieć — Draco odparł cicho. Nalał bursztynowego płynu dla siebie i przyjaciela i dodał po chwili: — Pierwszy zerujemy, bo przez twoje eskapady zaczynamy dziś później niż zwykle. 
 — Tęsknię za nią. Chciałbym się kiedyś dowiedzieć, co się wtedy stało. 
 — Nie zmienisz w ten sposób tego, że umarła. 
 — Nie chodzi o to. Po prostu czuję się czasami trochę winny. I dziwnie mi z tym, że ja przeżyłem, a ją zabili. I właściwie jestem jedyną osobą, która być może widziała, co się wtedy stało, czemu ja przeżyłem, a ona nie, a nie pamiętam…!
Draco nalał im po jeszcze jednej szklance Ognistej. Neville kolejną porcję wypił na raz, a potem odchylił się do pozycji leżącej i ukrył twarz w dłoniach. Malfoy zrobił to samo, ich głowy dzieliły zaledwie centymetry. 
Neville’a mrowiły palce i czuł, jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele, a wraz z nim z chwili na chwilę umysł zasnuwa jeszcze gęstsza mgła upojenia. Kolejne dawki whisky w połączeniu z wcześniej wypitym piwem kremowym sprawiały, że mimo kiepskiego humoru na jego twarzy gościł coraz większy spokój. 
 — Zawsze się zastanawiam, czy kiedyś w końcu mi powiesz, że będzie dobrze — wymamrotał w pewnym momencie i podniósł się, by sięgnąć po szóstą już z kolei szklankę Ognistej, choć język powoli odmawiał mu posłuszeństwa. — Albo że kiedyś się dowiem, co wtedy się wydarzyło, kto zabił moją babcię. 
 — Wiesz, że nigdy tego ode mnie nie usłyszysz. 
Neville westchnął. 
 — Tak. Wiem.

***
O ile nic mnie znów nie zaskoczy (aktualnie mam zapalenie oskrzeli i zatok, meh), to wracamy do rozdziałów co dwa tygodnie. Enjoy!

16 komentarzy:

  1. Skrzat Zasmażka wygrywa internety. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie :D Ta reakcja Harry'ego, jego przemyślenia — wydało mi się to trochę przesadzone, szczególnie, że na początku nie był w Susan specjalnie zakochany. Znaczy rozumiem, że może dopiero teraz to do niego dotarło, ale po prostu odrobinę za bardzo to jest... wyeksponowane. Tak mi się przynajmniej wydaję.
    Ten sen przypomniał mi fanfiki, w których ktoś namieszał ze zmieniaczem czasu. Czyżby to fanfiction też zmierzało w tę stronę? Na pewno kryje się za tym jakaś większa sprawa, także nie mogę się doczekać, aż się wyjaśni. Końcówka jest dla mnie całkowitą tajemnicą. O co może chodzić?
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć i czołem!
      Dziękuję za komentarz! <3
      Ale Harry nie wie, że jest w Susan zakochany! Jest zły, że w jego mniemaniu przyjaciółka się, hm, kolokwialnie mówiąc, puszcza, ma zły humor i nie może się skupić, i... kompletnie nie rozumie, czemu to się z nim dzieje. I czemu jest zły na Susan, czemu to wzbudza w nim takie uczucia. Harry jest emocjonalnie upośledzoną postacią i choć we Włochatym Sercu może ma rodziców i jakieś normalne wzorce, jednak nie chciałam go pozbawić całkowicie tego kanonicznego sieroctwa i potworów budzących się w jego żołądku na wspomnienie Ginny obmacującej się z Deanem w sekretnym przejściu za gobelinem.
      Bardzo miło mi widzieć, że historia wciąż pozostaje niewiadomą i intryguje. :D
      Pozdrawiam ciepło!
      mózg

      Usuń
  3. Hermiona najlepsza - dziwna atmosfera w grupie, więc przedyskutujmy wszyscy razem uczucia Harry'ego. xD

    Zaczyna robić się dziwnie. Najpierw jezioro, teraz sny Harry'ego z... kanonu? Jeszcze brakuje nauczyciela OPCM, który chce wszystkich zabić. I dlaczego skrzaty muszą mieć takie głupie imiona? Taka Zasmażka robi tylko zasmażkę, że ją tak nazwano? A Karpik zaopatruje w ryby? Albo Chochelka jest od mieszania? No, chyba że ktoś sobie uznał, że chce mieć skrzata o takim imieniu bez szczególnego powodu.

    Życzę zdrowia! I weny! :D

    Pozdrawiam,
    C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, pewnie, gdyby nie zemdlał, to by rozłożyła go na czynniki pierwsze i zrobiła jakąś jeszcze bardziej kompromitującą analizę. xD
      Zdecydowałam się na takie imiona, bo to skrzaty pracujące w kuchni. :D A te wyrazy - Zasmażka, Karpik, Chochelka - są dla mnie tak urocze, no niemal jak "Zgredek". :) Ale kto wie, może Karpik ma rybią twarz...? Chyba to narysuję!
      Pozdrawiam ciepło i dziękuję za komcia!
      mózg

      Usuń
    2. Nie mówię, że nie są - po prostu naszła mnie taka rozkmina. xD I czekam na rysunek!

      Usuń
  4. Cześć! Tutaj Nimfa nie mająca dostępu do kompa xD
    Rozdział genialny, jak zawsze :) Imiona skrzatów mnie rozwaliły xD
    Fabuła jest coraz ciekawsza i jest coraz więcej tajemnic :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przecież to tak nie przystoi dziewczynie w miejscu publicznym! Oj, Harry... Chyba się pogniewamy. :v
    Omg... Ten rozdział był chyba nawet lepszy od szóstego! Ta akcja ze snem Harry'ego, a później wzmianka o śmierci babci Neville'a... Wow. :o
    Ja tam uważam, że imiona skrzatów są urocze. Koniec kropka.
    Jeden... eee... błąd się wkradł:
    (...) leżała się ponad setka złotych piłeczek. Co się stało w ten zdań? Co to znaczy leżała się? A może taka forma jest dopuszczalna, a ja o tym nie wiem i się mądruję. :v
    Poza tym jest bardzo ładnie. Uwielbiam opisy reakcji Harry'ego na Susan. I ten moment, kiedy był po śnie, a ona złapała go za rękę. Nosz cudo po prostu, rozpływam się. <3
    ❤️ I ship Suarry ❤️
    (To chyba najładniejsza nazwa na ten pairing, jaka mi w tej chwili przychodzi do głowy; ostatecznie może być Pones.)
    Besos ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, bardzo dziękuję Ci za wszystkie komcie, Syriuszu... Niezwykle podnoszą na duchu. <3
      Na razie mam pustkę w głowie, ale zaraz Ci na nie wszystkie poodpowiadam... :) <3

      Usuń
    2. No, niestety błędy się wkradają. Teraz, przyznam się, mam trochę więcej czasu i postanowiłam przeczytać całe opko od nowa, żeby ruszyć dalej z kontynuacją tekstu, bo mi się mój zapas kurczy. No i wiesz, kurde, niby tyle razy sama sprawdzałam, niby tyle bet tekst przeszedł, niby jeszcze Wy coś wyłapujecie, a ja i tak teraz znów widzę takie babole... Ale tak to jest. :)
      Na początku nie skumałam o co chodzi z besos, hahahahahjks. XD

      Usuń
  6. "Dziwne myśli" Harry'ego mocno kojarzą mi się z "potworem", którego oddziaływanie odczuwał Harry w bodajże szóstej części, kiedy przyłapał Ginny z Deanem na kłótni (ach, znowu chyba, moja pamięć odnośnie wydarzeń z kanonu jest dość słaba), plusik na kanoniczność :'D. I w taki piękny sposób je zamiotłaś pod dywan, Oda do kurczaka to z pewnością coś, czym Harry powinien podzielić się z Ronem. (Wcale nie skłaniam cię ku faktycznemu napisaniu Ody do kurczaka... Wcale). Zresztą, czyżby jakieś oddziaływanie zatrutego jeziora? W kanonie zawsze, hm, zwalałam "potwora" Harry'ego na wpływ cząstki Voldemorta, która w tamtym czasie wywierała na niego sporą presję. Jak to jest, będzie tutaj?
    Mam wrażenie, że to jest jakieś dziwne. Dlaczego Harry nie zwrócił szczególnej uwagi na omamy wzrokowe ("UDUŚ"), niby wybiegł z Wielkiej Sali, kiedy słyszał głosy, ale podszedł do tego bez większych refleksji? To zdecydowanie nie jest normalne zachowanie. Albo celowe, albo przesadzone - a ja nie umiem ustalić, które.

    — Jeny, ty to zawsze musisz coś odstawić — powiedział Neville po chwili ciszy. — Nie możesz się normalnie pokłócić z Susan, tylko zaraz wymyślasz jakieś sny z zabijaniem swoich starych? — zażartował i zaśmiał się nerwowo. - oswajam się z nowym Neville'em chyba :'D.

    Jakoś mało wyczucia ma ta twoja Hermiona, nieszczególnie pasuje mi fakt, hm, ciągnięcia Harry'ego za język przy grupie znajomych, szczególnie, że - jak wydedukowało - chodziło o obecną wtedy Susan.

    Spoko. Chodź, odprowadzimy cię, żebyś nie zemdlał nam znów po drodze, a potem ja odstawię nasze panie do ich pokoi wspólnych. - no ale prowadzą go do pokoju wspólnego Gryfonów, tak? Hermiona też jest Gryfonką, tak? To jakie panie w liczbie mnogiej Neville chce potem odprowadzać, kiedy ma do odprowadzenia tylko Susan?

    Będzie coś więcej o Zasmażce? Niby wygląda to jak pretekst, żeby wysłać Harry'ego pod Pokój Życzeń, który jest ci potrzebny do czegoś innego, ale z drugiej strony... Mam nadzieję, że to nie tylko taki pretekst właśnie :P.

    Rozumiem, że to była jakaś rocznica śmierci babci Neville'a? (To ogólnie ciekawe, że akurat jego babcia nie żyje, biorąc pod uwagę kanon, takie ciekawe, o). Czekam na więcej info.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Atfu, Hermiona jest Krukonką... nevermind :'P. Skleroza pospolita.

      Usuń
    2. Potwór Harry'ego jest właśnie nawiązaniem do potwora z 6 części, miło, że wyłapałaś. :)
      "ale podszedł do tego bez większych refleksji" skonfrontuję to tym kawałkiem: "Nie wiedział, co się z nim działo. Nie rozumiał, czemu jak zawsze nie może po prostu nie myśleć o tym wszystkim i mieć święty spokój.
      Ta cała autorefleksja to jakiś istny defekt genetyczny, uznał w duchu" - Harry generalnie nie bawi się w refleksje, a przypadkowe ich pojawienie się uznaje za największą przykrość i tragedię, jaka mogła mu się przydarzyć. Poza tym, wiesz, wydaje mi się, że to raczej kwestia punktu widzenia. To jakby ktoś opisywał moje myśli, gdy prowadzę rozmowę z niejednym klientem i gdzieś w tle planuję różne sposoby, jak mogłabym go zabić. Wiesz, na papierze wyglądałoby to dość drastycznie, ale w gruncie rzeczy takie myśli się zdarzają i chyba nie są niczym, co powinno od razu każdego skłaniać do super wielkich refleksji "omg czy nic się ze mną nie dzieje", tym bardziej, że o ile w kanonie Harry miał ku temu powody, ten Harry ich nie ma.
      Napisać odę do kuraka? Hm, no okej, challenge accepted! :P

      Tak, to była rocznica śmierci babci Neville'a. Nananana.

      Dzięki za komć. <3 W ogóle widziałam, że prowadzisz blożka, no i ten nowy awatar, jeny, człowiek się na chwilę oderwie od blogosfery i tu zaraz takie zmiany, normalnie jak rzycie gfiazd z twojego stylu. :/ :D

      Usuń