(c)
Szablon wykonany przez Renfri przy pomocy: 1, 2, 3, 4.
Zapraszam na drugie opowiadanie: DROGA DO CIEBIE

ROZDZIAŁ PIĄTY

W ostatni weekend września, tydzień po traumatycznych wydarzeniach znad jeziora, odbyły się eliminacje do puchońskiej drużyny quidditcha. Susan już od poniedziałku chodziła jak struta, ale w sobotę rano jej stan osiągnął istne apogeum zdenerwowania. Dlatego spanikowany Harry, zamiast pracować nad transparentem dopingującym, siedział z nią w łazience dziewcząt i przytrzymywał włosy. Mijała już druga godzina, a żołądek Rudej dalej nie mógł się uspokoić.
I mimo że początek dnia nie wyglądał zbyt obiecująco, a Harry z sekundy na sekundę coraz bardziej wątpił w powodzenie Susan na eliminacjach, poszło jej świetnie. Gdy Hermiona zaaplikowała dziewczynie eliksir spokoju, cały stres Rudej odszedł w niepamięć i poradziła sobie wspaniale. Harry obserwował jej wyczyny z pewną dozą niepokoju... Cały czas powtarzał sobie jednak, że mimo wszystko nie ma się czego obawiać, bo przecież dostał od ojca Turbo XXX i na pewno będzie w tym roku, jak co sezon zresztą, bezkonkurencyjny. 
Po tym jak Cedrik, zwycięzca ostatniego Turnieju Trójmagicznego, zakończył w zeszłym roku swoją edukację w Hogwarcie, nowym kapitanem drużyny Puchonów, ku wielkiemu zdziwieniu Harry’ego, został młody Malcolm Preece. Potter był pewien, że rola ta przypadnie Herbertowi Fleetowi, który grał w Hufflepuffie na pozycji obrońcy i w tym roku zdawał owutemy, po chwili zastanowienia zrozumiał jednak, że w ostatniej klasie starszy Puchon mógł nie podołać dowodzeniu zespołem. Poza tym zaraz kończył szkołę, a ciągłe zmiany kapitana drużyny nie należały do dobrych pomysłów. Zaś młodszy Malcolm jako ścigający miał też podczas meczu lepszą kontrolę nad zawodnikami i boiskiem. Tak, Preece okazał się jednak dobrym wyborem, a Harry utwierdził się w tym przekonaniu, gdy młody chłopak dał popis swoich doskonałych umiejętności przywódczych, świetnie prowadząc eliminacje do drużyny.
Tegorocznym szukającym Hufflepuffu została oczywiście Susan. Harry chyba jeszcze nigdy nie widział jej tak szczęśliwej. Poradziła sobie doskonale, nawet dosiadając Zmiatacza 6, który może nie należał do najgorszych modeli, ale swoje najlepsze dni przeżywał jakąś dekadę temu. Choć ojciec Luny, tej dziwaczki, która często pałętała się za Hermioną, opublikował w zeszłym roku artykuł o jakimś facecie, który doleciał nim na Księżyc. Ta, jasne. 
U Puchonów skład ścigających nie uległ zmianie, zeszłoroczny pałkarz, Maxine, też utrzymał swoją pozycję, ale trzeba było znaleźć mu kogoś do pary, gdyż Anthony Rickett, tak jak Cedrik, w zeszłym roku skończył Hogwart. Malcolm długo nie mógł się na nikogo zdecydować, bo ani nie dostrzegł wśród kandydatów nikogo dobrego, ani nawet dobrze się zapowiadającego, w końcu jednak padło na trzecioroczniaka, Owena Cauldwella. Według Harry’ego był to gracz co najmniej kiepski, ale przecież lepszy jakikolwiek dodatkowy zawodnik niż żaden.
Gryfoni też musieli w tym roku wybrać nowych pałkarzy, bo bliźniacy ostatecznie postanowili nie wracać do Hogwartu. Interes rozkwitał im z dnia na dzień, nie było więc sensu męczyć się z do niczego im niepotrzebnymi owutemami. Nowi pałkarze, trzecioroczny Jimmy i jego rok starszy kolega Ritchie, nie grali źle, ale bliźniacy... Tylko ten, kto widział ich kiedyś w akcji, rozumiał ból Harry’ego. Choć na pewno plusem tej sytuacji był fakt, że bez nich Ron lepiej mógł się spełniać na stanowisku nowego kapitana drużyny. Przy ciągłych komentarzach i docinkach braci raczej nie poradziłby sobie tak umiejętnie, zwłaszcza z prowadzeniem eliminacji. A tak, przy niewielkiej pomocy Harry’ego, udało im się skompletować nawet w miarę sensownie działającą drużynę, która przy dobrych wiatrach i wielu treningach dawała szanse na zdobycie Pucharu. 
I choć Harry znał już skład drużyny Puchonów, a nawet mógł mniej więcej przewidzieć, jak będzie wyglądał zespół Krukonów, bo ich kapitan, Duncan Inglebee, nie planował wielkich zmian, Potter wciąż czuł się zdenerwowany, bo Ślizgoni jeszcze nie przeprowadzili swoich eliminacji. Dziwiła go ta zwłoka i zastanawiał się, na co tak naprawdę ten Malfoy czekał. Przecież miał przed sobą wywrócenie całego składu do góry nogami, musiał znaleźć czterech nowych zawodników! Co ten idiota sobie wyobrażał, w końcu pierwszy mecz Gryffindoru ze Slytherinem miał odbyć się już za pięć tygodni, dwa dni po Nocy Duchów. Ten Malfoy musiał mieć coś z głową, skoro jeszcze się za to nie zabrał...
Mimo że Gryfoni drużynę już skompletowali, nie mogli jeszcze rozpocząć treningów, bo wciąż nie dopięli taktyki na ostatni guzik. Dopiero we wtorkowe popołudnie Harry’emu i Ronowi udało się znaleźć chwilę na dopracowanie wcześniejszych luźnych pomysłów. Z racji że pałkarzy mieli młodziutkich, a Malfoy prawie na pewno kolejny raz postawi na swoich goryli, koniecznym było pomyślenie o znacznym wzmocnieniu siły Jimmy’ego i Ritchiego, których Ginny, ich nowa ścigająca, żartobliwie nazywała „Rimmy”. Dlatego wspólnie z Ronem od trzech dni nieustannie dyskutowali nad możliwymi trikami, które mogą im pomóc, i postanowili, że największy nacisk postawią na trenowanie przez ich pałkarzy zagrywki zwanej Dublem.
Nie wiedzieli jednak, na co się zdecydować w kwestii ataku i obrony, bowiem uzależnione było to od składu drużyny Ślizgonów. Dobrze chociaż, że w sprawie szukającego nie czekało ich nic nowego, dzięki czemu Harry bez stresu w wolnych chwilach mógł trenować Zagranie Plumptona, którym chciał w tym roku zaskoczyć widzów na trybunach. 
Ron już mniej więcej wiedział, co z czym jeść, bo przecież cały zeszły rok grał jako obrońca, niemniej wciąż pozostawał problem dwóch nowych ścigających: Ginny i rok od niej młodszej Demelzy. Jeśli chodziło o siostrę Rona, Harry za bardzo się nie martwił, bo nie dość, że grała świetnie, to sprawdzała się dobrze niemal na każdej pozycji. Tylko z pałką radziła sobie kiepsko, ale to dlatego, że nie należała do najsilniejszych. Natomiast dobrze latała też jako obrońca i, ku zaskoczeniu Harry’ego, jako szukająca. Cieszył się, bo to oznaczało, że w razie czego mają dla niego jakieś zastępstwo, nawet gdy Snape się na niego uweźmie i znów wlepi szlaban akurat na weekend, gdy Gryffindor miałby grać ze Slytherinem. 
― Ja bym postawił na Kleszcze Parkina ― powiedział Ron, rozrysowując coś na kartce papieru. ― Nie jest to trudna zagrywka, ale ciężka do obronienia, gdy szarżuje doświadczony ścigający, a przecież mamy w składzie starą, dobrą Katie. 
― No i nie wymaga jakiejś specjalnej synchronizacji. Wydaje mi się też, że tegoroczni Ślizgoni nie będą porażającym przeciwnikiem ― zauważył Harry. ― Nie mają nikogo z doświadczeniem. 
― Masz rację, stary. A przecież do lutego zdążymy wypracować coś ciekawszego, może Manewr Porskowej? No i bez dyskusji trzeba przećwiczyć nowe dziewczyny w Zwisie Leniwca.
― Z Ginny nie będzie problemu, przecież przerabialiśmy z nią wszystkie ogólne triki w wakacje. A Demelza jest chłonna, załapie raz dwa. 
Rona przerażała wizja przegrania ze Ślizgonami. Stresował się, bo Fred i George zapowiedzieli, że zaprojektują serię gadżetów obśmiewających go jako kapitana drużyny, jeśli w tym roku to Slytherin zdobędzie Puchar Domów. Ale Harry się tym nie martwił. Skompletowali dobry skład, lepszy niżby mógł sobie zamarzyć, a poza tym, oprócz niedzieli, na każdy dzień mieli choć na chwilę zarezerwowane boisko. Dadzą radę. 
― Wiesz, w tym roku w sumie najbardziej obawiam się Puchonów. Niby nie wiadomo, co Krukoni zrobią z trzecim ścigającym, ale i obrońcę, i szukającego mają w klasie owutemowej, więc pewnie nie będą mieli zbyt wiele czasu na treningi. 
― Grant w tym roku zdaje już owutemy? ― zdziwił się rudzielec. ― Kompletnie o tym zapomniałem. Jak ten czas leci. Ty wiesz, że Padma z nim kręci? Lav mi opowiadała. 
― To pewnie w przyszłym roku będzie nieszczęśliwa. 
― O ile dotrwają do przyszłego roku. 
― Nie podejrzewałem cię o takie czarnowidzenie. Myślałem, że masz już po dziurki w nosie wróżenia z fusów! ― zaśmiał się Harry. ― No dobra, to skoro mamy to wstępnie ogarnięte, to chodź na obiad, bo potem jeszcze musimy skoczyć  do biblioteki. 
― Nie przypominaj mi o tym przed jedzeniem, bo będę miał niestrawność... ― westchnął Ron i wspólnie opuścili pokój wspólny Gryfonów. 
Do Wielkiej Sali musieli pójść naokoło, bo ktoś zablokował tajne przejście prowadzące na drugie piętro. Przechodzili właśnie obok łazienki prefektów na piątym piętrze, nad którą zawsze rozpływał się Ron (a Neville zawsze mu dogryzał, że to pewnie dlatego, że pierwszy raz ma okazję widzieć taki przepych), gdy usłyszeli głos... A raczej głosy. 
― Albusie, sądzę, że to jedyne wyjście. 
― Wiem i czuję się przez to pokonany ― westchnął Dumbledore. Przez chwilę za rogiem panowała kompletna cisza i chłopcy już się wystraszyli, że dyrektor wyczuł jakoś ich obecność, jednak kontynuował po chwili: ― No dobrze, Robercie, więc nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na Nicholasa. 
― Myślę, że mogę napisać jeszcze do paru moich znajomych, którzy na pewno nas wesprą. W końcu im więcej głów, tym lepiej. 
― A w tym czasie zastanowimy się, połączenie których zaklęć da najlepszy efekt. 
― Patrzyłeś może na te zapiski, które zostawiłem ci na biurku? ― dopytywał mężczyzna, którego Dumbledore nazwał Robertem. ― Te o magicznym polu siłowym wspieranym magią zmarłych, które można rozciągnąć…
― ...to, które działa jak zaklęcie tarczy, tak, czytałem. Zważywszy na to, ilu mamy aktualnie martwych w jeziorze, sądzę, że bazowanie na tym zaklęciu rzeczywiście może być dobrym pomysłem. 
Harry i Ron spojrzeli po sobie przerażeni. Martwi? W jeziorze? 
― A panowie co tutaj robią? ― dobiegł ich trzeci głos, tym razem tuż zza ich pleców. 
Odwrócili się powoli na pięcie, a ich oczom ukazała się wysoka, pomarszczona kobieta w szpiczastym kapeluszu. Usta miała zaciśnięte w wąską linię i mierzyła ich surowym spojrzeniem. Stała tak blisko, że Harry zauważył, jak drga jej mięsień przy prawym oku, a nozdrza falują jak u rozwścieczonego nosorożca. 
― Eee, idziemy na obiad, profesor McGonagall ― wybąkał Harry, wiedząc, że nie może teraz liczyć na struny głosowe Rona. 
― I dlatego stoją tu panowie od dwóch minut i ukrywają się za rogiem?
― Tak. To znaczy... To może my już pójdziemy...
Harry złapał Rona za szatę i pociągnął na schody, umykając przed groźnym spojrzeniem opiekunki. Zaczęli zbiegać szybko po kolejnych stopniach i dopiero gdy zatrzymali się zdyszani pod drzwiami prowadzącymi do Wielkiej Sali, odważyli się do siebie odezwać:
― O cholera, czy ty też to słyszałeś, Harry? ― Ron wytrzeszczał oczy. Miał minę zmartwionego spaniela i chyba z wrażenia nie był w stanie zamknąć ust. 
― Tak. Muszę o tym szybko powiedzieć Neville’owi, Hermionie i Susan.
― Co ty dajesz? Chcesz im wszystko wypaplać? ― zdziwił się rudzielec, lekko zawiedziony słowami bruneta. ― To ja w takim razie powiem Lavender. 
― Jak chcesz. ― Harry wzruszył ramionami i razem usiedli przy stole Gryffindoru. Nałożyli sobie po wielkim kawałku kotleta faszerowanego fasolką szparagową i polali całość dziwnie wyglądającym białym sosem. Brunet zastanawiał się, na ile wybrany przez niego zestaw okaże się zjadliwy i czy nastanie w końcu taki dzień, w którym Ron zacznie podejmować decyzje samodzielnie, choćby w kwestii jedzenia. 
Gdzieś w drugiej klasie zauważył bowiem, że jego kumpel zawsze, ale to zawsze je to samo i w takich ilościach jak on. Z początku uważał swoje podejrzenia za śmieszne, przecież to mógł być czysty przypadek, ale w pewnym momencie popadł w taką paranoję, że po prostu musiał to sprawdzić. I rzeczywiście okazało się, że Ron zawsze wybiera to samo, co Harry (o ile można mówić o jakimkolwiek wyborze, gdy się nakłada po prostu identyczne potrawy co kumpel obok), nieważne na jak dziwny zestaw by się nie zdecydował. Raz nawet, w celach badawczych, Potter poświęcił się i nic nie jadł. Przypadkiem okazało się, że Ron również tego dnia nie był głodny. 
― Musimy iść do biblioteki napisać to durne wypracowanie dla Snape’a ― przypomniał Harry. 
― Czego ten nietoperz znowu chce ― zajęczał Ron, gdy wychodzili z Wielkiej Sali. ― Co my mamy tam napisać?
― Mamy opisać wpływ, jaki poszczególne składniki wywierają na wywar, który gotowaliśmy na wczorajszych zajęciach ― powiedziała Hermiona, która szła za nimi i przez przypadek podsłuchała ich rozmowę. 
― A co my w ogóle wczoraj warzyliśmy? 
Hermiona i Harry wymienili się porozumiewawczym spojrzeniem i ignorując pytanie rudzielca, skierowali się w stronę biblioteki. Przez całą drogę dziewczyna dyktowała prawie słowo w słowo to, co Snape mówił im na wczorajszej lekcji. Dopiero na schodach prowadzących na czwarte piętro w końcu się potknęła i przerwała męczący wywód, bo rozszalała Pani Norris wpadła jej pod nogi. 
― No co za wredna kocica! ― krzyknęła oburzona Hermiona. 
Harry’emu wydało się dziwne, że ulubienica Filcha przebiegła przed nimi w tak porywającym tempie, bo zwykle jej prędkość maksymalna, mierzona podczas sprintu, oscylowała w granicach metra na godzinę. Wzruszył jednak tylko ramionami, pomógł przyjaciółce odzyskać równowagę i w trójkę wkroczyli do krukońskiej świątyni. 
Chłopcy cieszyli się, że w drodze do biblioteki spotkali Hermionę, bo dzięki niej wyszukiwanie książek potrzebnych do pracy domowej na eliksiry stało się nieziemsko proste. Dziewczyna zdawała się znajdować odpowiednie pozycje na węch. Rozsiedli się więc przy najbardziej oddalonym stoliku i zaczęli tworzyć swoje dzieło sztuki. 
― No dobra, ale czemu ten eliksir zmienia kolor na turkusowy? ― spytał Ron, drapiąc się po głowie. 
Hermiona zmierzyła go spojrzeniem podobnym do tego, którym obdarzała upośledzone gumochłony. 
― Bo dodajesz do wywaru elfie skrzydła i podgrzewasz, przez co zachodzi reakcja wytrącająca pyłek. Patrz, piszą o tym tutaj, na stronie sto piętnastej: woda zmieszana z wytrąconym pyłkiem rozpuszcza wierzchnią część skorupki jaj bahanek. Wystarczy więc znów podgrzać eliksir, a błonka pęka i białko rozpływa się równomiernie w eliksirze, a żółtko zawiązuje się z szkieletem elfich skrzydeł, które zmieniają właściwości eliksiru-
― Hermiono ― przerwał jej Harry ― czy ja dobrze rozumiem, że pieczone odwłoki ważek zawsze w reakcji z innymi składnikami działają przyciemniająco na barwę eliksiru? Patrz, w tej fazie po ich dodaniu eliksir zmienia barwę z różowego na czerwony, a tu z niebieskiego na fioletowy. 
― Brawo, Harry. ― Dziewczyna spojrzała na niego wyraźnie zaskoczona. ― Snape nie mówił o tym na zajęciach, na pewno go zaskoczysz tym spostrzeżeniem. 
― Wiesz dobrze, że i tak uzna, że to nie była moja samodzielna praca ― skrzywił się. 
Gdy już udało im się uporać z wypracowaniem na eliksiry (praca Harry’ego była dłuższa i mniej pokreślona niż jak zawsze pomięty i z trudem wymęczony świstek Rona), rudzielec zaczął kompletnie wariować z nudów. Robił wszystko, byleby się nie uczyć. Najpierw zjadł całe cukrowe pióro, a potem zaczął pogwizdywać, ale wzrok Hermiony skutecznie go uciszył. Następnie położył się na prawie całym stole i nieustannie wiercił. Ale szczytem wszystkiego okazała się jego próba zagajenia rozmowy z Granger. 
― Ej, Hermiono ― zaczął. ― Ładnie układa ci się dzisiaj szata. 
― Że co? ― spytała zaskoczona dziewczyna. 
― Znaczy, eee, włosy ci się fajnie spuszyły. 
― Co ty dajesz, Ron? ― zdziwił się Harry, patrząc na kumpla jak na kompletnego idiotę. 
― Bo ja chciałem... Tak sobie myślałem... Tak się zastanawiałem...
Twarz rudzielca z sekundy na sekundę coraz bardziej przypominała kolor jego włosów i dalej nieustannie czerwieniała, aż w pewnym momencie wpadła nawet w odcień bardziej szkarłatny niż tło w godle Gryffindoru. Chłopak próbował coś wydukać, ale wyraźnie był zawstydzony już samym pomysłem, który zrodził się w jego głowie, a co dopiero jego realizacją. W końcu jednak wymamrotał:
― Ej, Herm, pójdziesz ze mną za trzy tygodnie do Hogs?
Harry żałował, że po zachowaniu Rona nie domyślił się, że za chwilę będą świadkami czegoś strasznie głupiego i nie powstrzymał go przed tym istnym samobójstwem. 
Hermiona zatrzasnęła głośno książkę. Ledwo panowała nad wściekłością, która wyraźnie czaiła się w jej ruchach. Zanim zaczęła mówić, wzięła trzy głębokie oddechy i przyszpiliła rudzielca spojrzeniem. 
― Nie wiem, jaki masz problem ze swoim życiem, ale mam dość twoich szczeniackich wybryków. Nie życzę sobie, abyś się do mnie odzywał i na mnie patrzył. A jeśli kiedykolwiek jeszcze zwrócisz się do mnie w jakikolwiek sposób, obraz Lavender, która dowiaduje się o tym, że mnie podrywasz na każdym kroku, będzie ci się jawił jako coś wręcz miłego i nieszkodliwego w porównaniu z tym, co ci zgotuję. 
Ron z każdym jej słowem bladł coraz bardziej, aż w końcu skurczył się w sobie, wrzucił wszystkie książki do torby i uciekł. Pomiędzy przyjaciółmi panowała jeszcze przez chwilę dziwna cisza, po czym Harry powiedział jak gdyby nigdy nic:
― Podsłuchałem dziś rozmowę Dumbledore’a. 
― Opowiesz, gdy przyjdą Susan i Neville. 
I znów to okropne milczenie. Na szczęście nie czekali na przyjaciół zbyt długo, bo Harry myślał, że jeszcze chwila i zwariuje. 
― Cześć, kujony ― rzucił Neville na powitanie i rozsiadł się przy stoliku. 
― Cześć, Harry. ― Susan obdarzyła chłopaka tak pięknym uśmiechem, że ten prawie spadł z krzesła, rozmarzony. ― Hermiono, słuchaj, mam taki problem...
― Myślę, że to nie najlepszy moment ― ucięła Krukonka. Dalej ewidentnie była nie w sosie. 
― Tak, Hermiony lepiej teraz nie ruszać ― zaśmiał się Harry. ― Opowiem wam lepiej o czymś innym, nie uwierzycie, co dzisiaj usłyszałem...
I Gryfon streścił im całą podsłuchaną rozmowę. Susan wpatrywała się w niego w napięciu, a Neville co chwilę marszczył brwi i poprawiał opadającą grzywkę. Przez ten miesiąc włosy urosły mu jeszcze bardziej niż przez całe wakacje i wiecznie wpadały do oczu. To spowodowało, że chłopak nabawił się okropnie wkurzającego nawyku nieustannego jej poprawiania, niemal jak Malfoy. Potrząsał głową, jakby ciągle strząsał z niej jakiś niewidoczny pył. 
― Czyli dalej nic nie mają ― zauważył. 
― I tak właściwie tylko stosują jakieś półśrodki, żeby załagodzić sytuację ― powiedziała zamyślona Susan. 
― Mnie dziwi, że dotąd tak naprawdę niemal niczego nie zastosowali. ― Hermiona oderwała się na chwilę od swoich notatek. ― Nie wiem, czy zauważyliście, ale poza zaklęciem ochronnym nałożonym na pole styku zamku z jeziorem i kanały odpływowe, Dumbledore nie podjął żadnych środków ostrożności. Gdyby jakiś roztrzepany pierwszoroczniak poszedł bez opieki nad jezioro i stwierdził, że chce na własnej skórze zobaczyć, jak zmieniła się woda, mógłby umrzeć na miejscu. 
― A może to kwestia wielkości obszaru? Może nie był w stanie rzucić aż tak potężnego zaklęcia, stąd wizyta tego faceta i ta gadka o zaklęciu, którą podsłuchałem z Ronem. 
― Nie wymawiaj przy mnie tego imienia. 
― Co się stało, Herm? Ten frajer znów cię podrywał?
― Daj spokój, Neville. Dziś Ron przeszedł samego siebie ― powiedział Harry, chichocząc pod nosem. ― Zaprosił Hermionę do Hogsmeade, chyba na randkę. 
Ślizgon wybuchł głośnym śmiechem, przez co pani Pince zasztyletowała go spojrzeniem i pogroziła palcem. Chłopak jednak nie dał rady uspokoić się na tyle szybko, aby nie denerwować bibliotekarki, musiał więc na chwilę ewakuować się z jej świątyni, żeby przypadkiem nie zarobić szlabanu. 
Susan nie mogła uwierzyć własnym uszom. Patrzyła na Harry’ego, jakby właśnie jej powiedział, że Godryk Gryffindor był kobietą, a Rowena Ravenclaw hipogryfem. 
― Po co im to wypaplałeś ― marudziła Hermiona. ― Nev przez tydzień się ode mnie nie odczepi. Poza tym istotniejsze jest pytanie, kim jest ten facet. Mówiłeś, że jak się nazywa? Robert? 
― Ha, ha, jaka zmiana tematu! Ale tak, dokładnie. I gadali też o jakimś Nicholasie. 
― Tak, o nim już myślałam. Wydaje mi się, że mogło im chodzić o Nicholasa Flamela. 
― Tego gościa od kamienia filozoficznego? ― spytał Neville, który wrócił do biblioteki. Twarz miał całą czerwoną, a w kącikach oczu ślady łez. 
― Dokładnie. Jestem taka podekscytowana! Może będziemy mieli okazję go poznać! Poza tym kończy w tym roku dokładnie sześćset sześćdziesiąt sześć lat, czy to nie fantastyczne?!
― To może ten cały Robert też jest kimś ważnym, skoro znają się w trójkę z Flamelem i Dumbledore’em ― zasugerowała Susan. 
Po chwili snucia teorii na temat potężnych czarodziejów, którzy wizytowali Hogwart, przeszli niechętnie do kończenia prac domowych, bo nieubłaganie zbliżała się pora kolacji. Harry i Hermiona mieli już napisane swoje wypracowanie na temat eliksiru gotowości, czekało ich jednak jeszcze krótkie sprawozdanie z ostatnich zajęć zielarstwa. W dodatku Susan potrzebowała pilnej konsultacji w sprawie eseju na historię magii, bo nigdzie nie mogła znaleźć informacji na temat buntu centaurów z 1658 roku. 
Gdy w końcu udali się na posiłek, tuż przed wejściem do Wielkiej Sali spotkali krążącego nerwowo wokół kamiennego posągu Malfoya. Kiedy Draco zauważył Neville’a, jego twarz wyraźnie pojaśniała, ale dalej wyglądał, jakby przed chwilą przez przypadek zjadł małą bahankę i teraz obawiał się rychłej śmierci z powodu zatrucia. Harry chyba nigdy nie widział Ślizgona tak nieopanowanego. 
― W końcu, Longbottom ― powiedział z ulgą, oczywiście ignorując istnienie pozostałych. ― Musimy pogadać. 
Neville pożegnał się z przyjaciółmi i poszedł z Malfoyem do pustej klasy mugoloznawstwa na pierwszym piętrze. Draco był w opłakanym stanie, więc chłopak nawet nie marudził, że opuszcza przez niego kolację. 
― Słyszałeś o przepowiedni tej idiotki? 
― Że kogo? Trelawney? Przecież wszyscy wiedzą, ona nie jest prawdziwym jasnowidzem. 
― No to wyobraź sobie, że wszyscy kłamią ― warknął Draco. 
Wciąż nie mógł się uspokoić, nieustannie wydeptywał w podłodze kółka różnych wielkości i przygryzał co chwilę wargi w zdenerwowaniu. Był spięty jak nigdy dotąd. Neville zaczął się zastanawiać, czy ktoś przypadkiem nie wielosokował się w Malfoya i go teraz nie nabiera — przecież przyjaciel zawsze słynął z nienagannego opanowania. 
― Ta stara wariatka dzisiaj postanowiła dać pokaz swoich umiejętności przy grupie durnych Gryfonów i Puchonów. A najgorsze jest to, że ja wiedziałem już wcześniej, o czym ona mówi. 
― Kompletnie nie rozumiem, o co ci chodzi. Mów jaśniej, bo jak nie, to idę na kolację ― zirytował się Neville. 
― Gdzie ty byłeś całe popołudnie? Nieważne zresztą. Miałem przedziwny sen, z którego obudziłem się tak przerażony, jak jeszcze nigdy w życiu. Cholera ― warknął i uderzył pięścią w ścianę. ― Nie bałem się tak nawet wtedy, gdy ojciec pokazywał mi swoje wspomnienia o Czarnym Panu, rozumiesz? ― spytał i odwrócił się w stronę przyjaciela. Z postawy Malfoya wyraźnie biła wściekłość, ale Neville wiedział, że to zwykła próba zamaskowania agresją przerażenia, z którym Draco sobie nie radził. ― Nawet gdy widziałem, jak torturował, a potem mordował syna Sprout, ja... To wszystko było do zniesienia, ale to... ― Malfoy znów się zamachnął, tym razem na ławkę, lecz tuż przed uderzeniem, które niechybnie uszkodziłoby mu skrzętnie pielęgnowaną skórę dłoni, Neville złapał go za nadgarstek i szarpnął w swoją stronę. Zaskoczony Draco nie zdążył mu się oprzeć i bezwiednie poleciał na przyjaciela, który zamknął go w szczelnym uścisku, nie pozwalając na bezmyślne atakowanie ściany. 
Neville wiedział, że łączy go z Draco dziwna więź. Nie istniały żadne logiczne powody, dla których powinni się przyjaźnić. Ich znajomość z punktu widzenia Malfoya była z pewnością całkowicie nieopłacalna. Coś jednak sprawiało, że to do Neville’a Draco najczęściej przychodził ze wszystkimi, nawet najgłupszymi problemami. Tylko przed nim całkowicie pozbywał się maski, którą konsekwentnie każdego dnia zakładał przed wyjściem z dormitorium. Ale ostatnio coś się zmieniło i Neville nie rozumiał dlaczego. W wakacje przecież wszystko między nimi grało, a nagle po powrocie do Hogwartu Malfoy z dnia na dzień odsunął się od niego i wolne chwile zaczął spędzać jedynie w towarzystwie swojej nowej narzeczonej, traktując przyjaciela jak powietrze. 
Dlatego Neville’a zdziwił nie tylko dzisiejszy brak opanowania Dracona, ale też sam fakt, że ten tleniony dupek przyszedł do niego i prawie rozpadł mu się w ramionach. Nie płakał oczywiście, to by było całkowicie nie w jego stylu, ale stał roztrzęsiony i nie mógł złożyć porządnego zdania (Malfoy! Który pół dzieciństwa spędził na lekcjach z retoryki!). Gdy w końcu uspokoił się na tyle, żeby mówić, podjął kolejną próbę wyjaśnienia swojego stanu:
― Dziś Trelawney miała wizję. I to jest śmieszne, kompletnie śmieszne, bo ja miałem dzisiaj niemal identyczny sen. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby spać po zajęciach, ale jestem ostatnio tak wykończony... Nic nie robię, tylko chodzę na lekcje i piszę te głupie eseje. Nie mam nawet czasu na to, żeby zorganizować eliminacje do drużyny. Więc gdy po astronomii miałem w końcu chwilę wolnego, poszedłem spać. I śniłem to, co przepowiedziała Trelawney. 
― Na Salazara, Malfoy, konkrety. 
― Oczywiście ta durna kobieta nie ma pojęcia, że wypowiedziała przepowiednię. I nikt nie ma też pojęcia, że dotyczyła mnie. Tak właściwie to ja też nie wiem tego na pewno, bo nie znam jej dokładnej treści. ― Zaczesał palcami do tyłu swoje cienkie, platynowe włosy i westchnął głośno. 
― A uraczysz mnie w końcu opowieścią, O CZYM śniłeś? 
― Zjadałem serce kałamarnicy. 
― Super ― powiedział zgryźliwie Neville. ― Ciebie już chyba kompletnie pokręciło. Nie jem przez ciebie kolacji, przyłażę tu za tobą i wyciągam z ciebie cierpliwie coś, co powinieneś mi powiedzieć bez łaski, bo to chyba leży w twoim interesie! Jestem z tobą, choć od miesiąca masz mnie kompletnie w dupie i nic tylko oblizujesz się z tą głupią mopsicą na moim fotelu! Martwię się, bo trzęsiesz się jak osika i nie mówisz, o co chodzi! A gdy w końcu postanawiasz uraczyć mnie informacjami, czemu, na gacie Merlina, jak nigdy dotąd tracisz kompletnie rezon, okazuje się, że przyśniło ci się jedzenie! No super! A jutro czego się przestraszysz, snu o owsiance!? 
Malfoy patrzył na niego jak na durnia. Co chwilę otwierał i zamykał usta zszokowany, jakby wciąż nie wierzył w to, co właśnie usłyszał. Albo jakby uporczywie nie chciał uwierzyć. 
― Przyjaźnię się z debilem ― westchnął w końcu. ― Mówię o sercu wielkiej kałamarnicy, ty obślizgły idioto. I nie nazywaj Pansy mopsicą. 
― Będą ją tak nazywał tak długo, jak będziesz mnie przez nią olewał!
― Na Salazara, czy ty w ogóle słuchasz, co ja do ciebie mówię? Śniło mi się, że zżeram surowe serce wielkiej kałamarnicy, która zwiała z, tak tylko w ramach przypomnienia dla opóźnionych w rozwoju!, naszego ZATRUTEGO CZARNĄ MAGIĄ JEZIORA, która, nawiasem mówiąc, wytłukła wszystkie żyjące istoty, które się w nim znajdowały, ale to znów tylko odświeżenie dla przytępych. A ta durna starucha miała dziś o tym wizję. Ale tak, skupiaj się dalej na tym, że nie układałem z tobą przez miesiąc puzzli i nie chodziliśmy za rączkę na spacery!
Przyjaciele stali obok siebie rozwścieczeni i żaden nie chciał przyznać racji drugiemu. Oczywiście obaj zauważyli, że kompletnie zawalili. Draco czuł się winny (poprawka: nie do końca czuł się winny, bo Malfoyowie nie czują się winni, on tylko łaskawie mógł przyznać, że ewentualnie w świetle przedstawionych mu zarzutów następnym razem może rozważyć inne postępowanie), bo jego zachowanie we wrześniu daleko odbiegało od standardów nawet ich koślawej przyjaźni. Zaś Neville’a gryzło sumienie, bo zamiast pomóc przyjacielowi w potrzebie, egoistycznie skupił się tylko na sobie. Jednak żaden z nich nie potrafił przyznać się do tego głośno, a tym bardziej przeprosić. 
W końcu Neville przysiadł na jednej z ławek i spytał pozornie obojętnym tonem:
― A smaczne chociaż było?
Draco zatrzymał się w pół kroku i wbił w niego niedowierzające spojrzenie, po czym zaczął chichotać tak szaleńczo, że dostał czkawki. 
― Tak, ty upośledzony gumochłonie ― powiedział w końcu. ― Aż krew ciekła mi po brodzie!
Atmosfera między nimi wyraźnie się rozładowała. Neville uspokoił się na widok rozpogodzonej miny przyjaciela. 
― Pogadam o tym jutro z Hermioną, dobra? Ona na pewno coś na to poradzi. A teraz chodź, bo kolacja zaraz się kończy. Jak się pospieszymy, zdążymy wrócić do dormitorium przed ciekawskimi spojrzeniami i jeszcze zahaczyć o kuchnię, żeby zagarnąć jakąś szamę do sypialni.

35 komentarzy:

  1. Klepnę sobie pierwszego komcia, uda mi się?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „trikami, które mogą im pomóc, i postanowili” – przecinek przed „i” jest niepotrzebny, ponieważ „mogą im pomóc” wcale nie jest wtrąceniem, a raczej dopowiedzeniem.
      „kontynuował po chwili” – po chwili kontynuował. Niby język polski jest plastyczny, ale niekiedy szyk zdania, choć zrozumiały, brzmi dość koślawo. Czasowniki zawsze lepiej brzmią na końcu.
      „w trójkę wkroczyli do krukońskiej świątyni.” – nie powinno być „we trójkę”?

      To się porobiło. Najpierw rozmowa o Nicholasie, potem sen i przepowiednia. O co w tym wszystkim tak dokładnie chodzi? Aż mi ślinka cieknie na myśl o tych wszystkich nieodkrytych tajemnicach. Wgryzłabym się w nie, jak Draco w kałamarnicę podczas swojego snu.
      Ron jest mega uroczy w tym zabieganiu o Hermionę mimo bycia z Lavender. A to, jak opisałaś jego rumieńce, to po prostu majstersztyk!
      Trochę się pogubiłam podczas rozmowy Rona z Harrym na temat wszystkich zagrywek w quidditchu. Żadnej nie jestem sobie w stanie wyobrazić. 
      Podziwiam to, jak długi tekst jesteś w stanie napisać. Jeżeli mogę zapytać, ile słów wyniósł Ci ten rozdział? Wszystko opisujesz naturalnie, zwłaszcza przeskakiwanie między bohaterami.
      A teraz idę zjeść budyń, bo zrobiłam się głodna, kiedy Neville mówił o jedzeniu.
      Weny i chęci do pisania!

      Usuń
    2. Dziękuję za komcia! <3
      Co do pierwszego - ten przecinek jest potrzebny, zarówno wtrącenia jak i dopowiedzenia należy wydzielić przecinkiem dwustronnie. Tutaj dodatkowo dopowiedzenie jest też podrzędną częścią zdania. ;)
      Co do kontynuowania po chwili - według mnie i tak, i tak brzmi dobrze, ale ja mówię trochę na odwrót, więc skonsultuję to jeszcze z betą (która w sumie do tej pory nie zwróciła na to uwagi, ale wiadomo, mogło coś umknąć).
      w/we trójkę - generalnie zawsze "we" stosuje się przed "w" i "f", po których występuje spółgłoska, natomiast. W kwestii pozostałych wyrazów jest różnie, np. można powiedzieć i w środę, i we środę. Muszę trochę poszperać, acz dla mnie bardziej naturalna jest forma "w". :)

      Tu pozwoliłam sobie na same nazwy - trochę bardziej obrazowo quidditchowe triki zamierzam przedstawić podczas meczu. ;)
      Cieszę się, że się podoba i że wychodzi naturalnie. No i że zagadka wciąga!

      Generalnie staram się, żeby jeden rozdział miał około 3-4 tysięcy wyrazów. Wiem, że nieregularne w kwestii ilości znaków trochę drażnią czytelnika, za krótkie zostawiają niedosyt, a za długie męczą - dlatego tak staram się to optymalizować. Ten akurat wyszedł 4210, więc trochę więcej, ale generalnie na 14 rozdziałów mam 50813 wyrazów, więc uśredniając wychodzi ok 3600 na rozdział.

      Usuń
  2. Ogólnie to nie jestem wielką fanką takich rodzajów rewelacji, ale muszę pochwalić Twój pomysł, fakt, że zadbałaś o każdy szczegół. Jestem naprawdę pod wrażeniem. Życzę jak najwięcej weny i pomysłów
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa no i oczywiście świetna szata graficzna :)

      Usuń
    2. Dziękuję za komentarz! :D
      Cieszę się, że Ci się podobało, choć zwykle nie jesteś fanką tego typu rewelacji. :) Dziękuję też za miłe słowa odnośnie szaty graficznej! <3

      Usuń
  3. Obserwuję na fanfiction.net, ale chyba przeniosę się tutaj, bo tam mam brzydki zwyczaj niekomentowania i dodatkowo rozdziały pojawiają się trochę wcześniej na blogu. :D
    Nie mam za wiele do powiedzenia, ale trzeba przyznać, że jestem zaintrygowania. Alternatywa, dodatkowo dobrze napisana i nie zanosi się, by została urwana w połowie - pozostało tylko schrupać wcześniejsze rozdziały i czekać z głodem w oczach na kolejne. ^.^
    Podoba mi się charakterystyka postaci i Neville, który wreszcie nie jest rozlazłą kluską. Chociaż trzeba przyznać, że z kanonicznym to zgadza się u niego tylko rodowód (chyba, bo aż tak bardzo się w to nie zagłębiałam).
    Czy mam coś więcej do dodania?
    Zastanawia mnie jezioro, ale na razie jedynie namąciłaś, co sprawiło, że jeszcze trudniej jest mi odnaleźć się w tej sytuacji. Dobra, poczekam, później pomyślę (może to wynik mojego ciągłego wyczerpania).
    Pozdrawiam,
    C.
    PS Przepraszam za taki marny komentarz, zazwyczaj radzę sobie z nimi lepiej (końcu roku szkolnego, przybywaj!).

    Zainteresowanych zapraszam na Dramione - ostrzegam, że uwielbiam opisy: wieczne-pioro-cassie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ogarnęłam, że jest oddzielna zakładka do polecenia się... Ech... Mniejsza z tym. :D

      Usuń
    2. Dziękuję za komcia!
      Jej, nie sądziłam, że dotrze tu ktoś z ff.net! Jakie zaskoczenie. W zasadzie zwykle staram się wrzucać w miarę podobnym czasie, ale dziś raz, że byłam na wsi i nie miałam za bardzo dostępu do neta, tylko tak trochę, a dwa, że zapomniałam i teraz ogarnęłam, że muszę w końcu się za to zabrać, meh... Na ff.net publikuję w sumie tylko po to, aby dotrzeć do szerszego grona odbiorców, więc jeśli ściągnę wszystkich tutaj i nie będę musiała już tam wrzucać, tylko się ucieszę, bo sposób publikacji tam jest koszmarny. xD

      Nie, spokojnie, nie mam zamiaru niczego urywać, jedynym ryzykiem jest ktoś, kto postanowi mnie zaciukać, ale i tak pozostaje jeszcze 10 napisanych już rozdziałów i streszczenie, które w razie czego można wydębić od Fran z betowania. Albo włamać mi się na dysk google po rozdziały i streszczenie. xD

      Cieszę się, że bohaterowie przypadli do gustu, no i że Nev się podoba - bo do wielu ludzi nie trafia. W zasadzie kanoniczny ma i rodowód, i wygląd - choć schudł, ale to charakterystyczne, że chłopcy w tym wieku się wyciągają. A taka śmieszna sprawa - wiesz, że kanoniczny Neville był blondynem, a w filmie zrobili go szatynem? :D Ale tak, cały charakter mu zbudowałam od nowa. :)

      Namąciłam, bo o to przecież chodzi w opkach-zagadkach! Nie może być za łatwo, bo nie będzie ciekawie. :P

      Na pewno do Ciebie zajrzę w najbliższym czasie. :)

      Usuń
    3. Uff... Nawet nie wiesz, jaka ulga, że jesteś zdeterminowana, by to skończyć, serio. :D

      W sumie nie zastanawiałam się nad tym, ale rzeczywiście w filmie był brunetem - dziwne, bo ja zawsze w wyobraźni widzę go z jasnymi włosami...

      I zapomniałam dodać: cudowny szablon. :D

      Usuń
    4. Dla mnie kanoniczny Neville forever będzie tym pucołowatym Matthewem Lewisem :3.

      Usuń
  4. w zeszłym roku skończył Hogwart. - strasznie potocznie, za bardzo jak dla mnie. Skończyć można szkołę, edukację, naukę, nie nazwę placówki przecież :P.
    Interes rozkwitał im [bliźniakom] z dnia na dzień - ale... w jaki sposób? Bliźniacy otworzyli sklep za galeony, które Harry wygrał w Turnieju Trójmagicznym. Na pewno miały też miejsce Mistrzostwa Świata w Quidditchu, nie widzę też żadnego powodu fabularnego, by zmieniać fakt, że Ludon oszukał bliźniaków (jego problemy z hajsem nie wiązały się ani z Voldemortem, ani z Harrym-Wybrańcem, więc po co miałabyś zmieniać takie rzeczy w AU? No właśnie). No więc - za co oni rozwijali biznes? Oszczędności z lat szkolnych by na to nie starczyły.
    poradziłby sobie tak dobrze, zwłaszcza z prowadzeniem eliminacji. A tak, przy niewielkiej pomocy Harry’ego, udało im się skompletować nawet w miarę dobrze działającą drużynę, która przy dobrych wiatrach i wielu treningach dawała szanse na zdobycie Pucharu. - dobrze, dobrze, dobrych.
    przewidzieć, jak będzie wyglądał zespół Krukonów, bo ich kapitan, Duncan Inglebee, nie przewidywał - przewidzieć, przewidywał.
    Potter wciąż czuł niesłabnący niepokój - jakoś to tak dziwnie :'). W teorii jak najbardziej poprawne, ale jakoś ciężko się to czyta, niesłabnący niepokój. Nie lepiej: niepokój Pottera nie słabł, coś? W sumie tylko propozycja.
    których Ginny, ich nowa ścigająca, żartobliwie nazywała „Rimmy”. - Ginny ich szipuje, nie oszukujmy się xD.
    ― Grant w tym roku zdaje już owutemy? ― zdziwił się rudzielec. ― Kompletnie o tym zapomniałem. Jak ten czas leci. Ty wiesz, że Padma z nim kręci? Lav mi opowiadała. - jakoś tak... ten dialog nie pasuje mi do twojego tekstu. Nie wiem. W teorii nie posądziłabym cię o jakieś puste, pozbawione sensu dialogi o duperelach (chociaż największego raka dał mi w pewnym opku dialog o... słodyczach... [*]), a z drugiej strony czy ja wiem, czy to jest taka informacja, którą trzeba przekazać (zakładając, że jest potrzebna nam do postaci Granta) właśnie dialogiem? No nie wiem. Ale może narzekam, nie wiem :'). Harry nie posądziłby Rona o czarnowidzenie, a ja Rona o takie tematy rozmowy, ale ok xd.
    Stała tak blisko, że Harry zauważył, jak drga jej mięsień przy prawym oku, a nozdrza falują jak u rozwścieczonego nosorożca. - falować to mogą podbródki ulubienicy Neville'a, a nie nozdrza przecież :D. Nozdrza są względnie twarde i nie mogą falować.
    Potter poświęcił się i nic nie jadł. Przypadkiem okazało się, że Ron również tego dnia nie był głodny. - główny znak niekanonicznego Rona :').
    Bo dodajesz do wywaru elfie skrzydła. Jest to konieczne, aby dodawane w późniejszej fazie jaja bahanek odpowiednio zaróżowiły eliksir. - trochę brzmi to tak, jakby w eliksirach nie liczyło się nic poza uzyskaniem odpowiedniego koloru. Znaczy, chodzi mi o to, że przecież składnik łączy się ze składnikiem i razem mogą mieć daną właściwość, inną niż mają osobno, coś takiego... Tak płytko z tym kolorem troszku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ― Brawo, Harry ― dziewczyna spojrzała na niego wyraźnie zaskoczona. - skoro to nie jest sposób wymówienia dialogu, to kropka po Harrym i po pauzie od wielkiej litery.
      Następnie położył się na prawie całym stole i nieustannie wiercił. - eee... robimy z Rona taką karykaturę, jak była w filmie? Smutno. Dla mnie w kanonie Ron był najbardziej wyraźną wielopoziomową postacią, trochę głupio tak widzieć, jak się go sprowadza do wątpliwej jakości elementu komicznego... i ten element komiczny jest chyba tylko po to, żeby nie było, że Ron znikł z akcji czy coś. Nie wiem. No i ten bit z tym, że Ron niby jest z Lavender, ale podrywa "Herm" na "Hogs"... Eeeeeeeeeeeeeeeeeech.
      Potrząsał głową, jakby ciągle strząsał z niej jakiś niewidoczny pył. - potrząsał, strząsał...
      nie mogła znaleźć informacji na temat buntu dementorów z 1658 roku. - nie wyobrażam sobie buntu dementorów. One nigdy nie były przedstawione jako rozumne stworzenia (o samoświadomości dorównującej ludzkiej i innych stworzeń magicznych jak centaury, trytony itepe), sam Dumbledore nimi pogardzał, bo żywiły się tylko nieszczęściem innych ludzi i po prostu były pasożytami. Chyba lepiej byłoby już tam wrzucić te centaury, w końcu sporo scysji z nimi było, wnioskując po ich zachowaniach i przekonaniach.
      ― Gdzie ty byłeś całe popołudnie? Nieważne zresztą. Miałem przedziwny sen, z którego obudziłem się tak przerażony, jak jeszcze nigdy w życiu. Nie bałem się tak nawet wtedy, gdy ojciec pokazywał mi swoje wspomnienia o Czarnym Panu. Ja... ― głos mu się załamał, gdy Longbottom złapał go za ramiona i przyciągnął do siebie. - brakuje mi w tym dialogu czegoś. Rozumiem, że mają głęboką więź i fokle, ale jakoś tak... samo załamanie głosu to trochę mało, żeby go od razu sobie w ramiona ciągnąć i głaskać go po głowie. Może gdzieś w tym opisałabyś coś więcej poza tym głosem? Odniosłam takie wrażenie, że strasznie szybko doszło do tego uścisku.
      rozpadł mu się prawie w ramionach. - prawie rozpadł, no chyba że faktycznie prawie w ramionach.
      Martwię się, bo trzęsiesz się jak osika i nie mówisz, o co chodzi! - takie trochę zbyt wyniosłe to "trzęsienie się jak osika", biorąc pod uwagę, że to dialog, no i że wypowiedziany w emocjach.

      Bardzo podobało mi się wszystko odnośnie taktyk quidditchowych. W opkach zwykle ogranicza się to do wiecznych "treningów", w których nie pada żadna terminologia, jakby postacie wcale się tym sportem jednak nie interesowały (chociaż niby to ich Rżycie), przez co ten sport i wszelkie mecze wydają się płytkie i mało wnoszące do czegokolwiek, tutaj natomiast padło sporo nazw zwodów i taktyk (stawiam, że część jest wymyślona przez ciebie, bo niektóre nazwy są absurdalne (nie w złym sensie, tak po prostu), ale zastanawiam się, czy coś podebrałaś z Quidditcha przez wieki; dawno czytałam i mało z tego pamiętam). W każdym razie dzięki temu zaangażowaniu, rozkminianiu drużyn (acz ten fragment nie był dla mnie jakoś szczególnie pasjonujący, bo 3/4 postaci przecież nie znamy i mogę podejrzewać, że nie poznamy na tyle, by to było interesujące), zastanawianiu się, dlaczemu Malfoy tyle zwleka (pomyślałby ktoś, żeby właśnie zasiać ziarno zwątpienia w przeciwnikach, a tu taka niespodzianka), ten quidditch tak właśnie fajnie rozżył, stał się konkretny i widać było zaangażowanie Harry'ego w kwestie drużyny oraz zwycięstw, no po prostu fajno wyszło :').
      Z kolei, chyba taka mała dygresja troszku, zjadanie surowego serca wielkiej kałamarnicy kojarzy mi się mocno z Grą o Tron i Deanerys jedzącą serducho jakiegoś konia czy czegoś tam. Tak jakoś :').

      Usuń
    2. Dziękuję za komentarz!
      [...] strasznie potocznie, za bardzo jak dla mnie. Skończyć można szkołę, edukację, naukę, nie nazwę placówki przecież :P. — Czepialstwo. :P Sama Jo tak pisze. :D Choćby: „Oliver Wood, były kapitan drużyny Gryfonów, który dopiero co skończył Hogwart […]”

      […]za co oni rozwijali biznes? Oszczędności z lat szkolnych by na to nie starczyły. — Spokojnie, calm down, wyjaśnienie, skąd bliźniacy mają hajsy, otrzymasz za *liczy* 7 rozdziałów.

      […] Nie lepiej: niepokój Pottera nie słabł, coś? W sumie tylko propozycja. — Eh, też się nad tym zastanawiałam, ale miałam nadzieję, że przejdzie bez echa. xD Raczej pójdę w „niesłabnącą obawę” albo coś, rozważę temat. :D

      [...] falować to mogą podbródki ulubienicy Neville'a, a nie nozdrza przecież :D. Nozdrza są względnie twarde i nie mogą falować. — No ale jak te nozdrza się tak wywijają przy każdym oddechu, to jak to nazwać? Nie można falowaniem?

      […] Harry nie posądziłby Rona o czarnowidzenie, a ja Rona o takie tematy rozmowy, ale ok xd. — Mój
      Ron rzeczywiście będzie taki raczej przytępy — bo nie wiem, bo tak chcę i w sumie nie mam na to zbyt wielkiego wytłumaczenia poza tym, że sądzę, że wiele rozwinęła Rona znajomość z Hermioną, a przy jej braku i wiecznej obecności Lav, bardziej widzę go jako filmowego Rona, takiego idiotę z czasów jego związku z Brown. Tym bardziej jeszcze na etapie 6 części, przed jego wielką ewolucją z 7. A Grant będzie się pojawiał jeszcze później, jako postać drugoplanowa, ale przecież i takie muszą występować, a ja chciałam tym pokazać, że Hogwart to mała szkoła i uczniowie — zwłaszcza o wspólnych zainteresowaniach (quidditch) — też o sobie czasami plotkują, bo to jednak dla nich jakaś istotna rzecz — siostra przyjaciółki twojej lasi umawia się z nie dość, że rok starszym chłopakiem, to jeszcze zawodnikiem przeciwnej drużyny, który gra na tej samej pozycji co ty. Zresztą u Rowling też uczniowie plotkowali o jakichś nowych związkach innych uczniów — np. o tym, z kim spotykała się Ginny.

      […] Tak płytko z tym kolorem troszku. — Ok, się poprawię!

      […] Chyba lepiej byłoby już tam wrzucić te centaury, w końcu sporo scysji z nimi było, wnioskując po ich zachowaniach i przekonaniach. — Jakoś tak na to nie patrzyłam do tej pory. Miałam na myśli coś w stylu tego, co się działo w piątej części, że dementorzy przestali się słuchać Ministerstwa, ale masz rację, nie można nazywać tego „buntem”.

      […] Odniosłam takie wrażenie, że strasznie szybko doszło do tego uścisku. — mnie tez tam czegoś brakowało, ale do tej pory nie mogłam sprecyzować czego. xD Dziękuję, dopiszę coś.

      […] takie trochę zbyt wyniosłe to "trzęsienie się jak osika" [...] — To chyba mamy zupełnie inne odczucie w tej kwestii. xD Ja uważam ten zwrot za wręcz potoczny, zresztą popytałam parę osób i w domu, i w pracy i również podzielają moje zdanie, raczej pozostanę przy tym trzęsieniu. :)

      Dziękuję za wskazanie wszystkich powtórzeń i potknięć technicznych. :)

      stawiam, że część jest wymyślona przez ciebie, bo niektóre nazwy są absurdalne — wszystkie są z Quidditch Przez Wieki. :D

      […] że nie poznamy na tyle, by to było interesujące — Niby nie, ale musiałam to wypośrodkować. Wspominanie tylko o tych, którzy będą istotni dla opka, wyglądałoby jak imperatyw na zasadzie „przez przypadek wszyscy gracze quidditcha są pierwszoplanowymi postaciami”, a niewspominanie w ogóle wyglądałoby tak, jakby oni nie mieli takich rozkmin. Część postaci będzie się jeszcze pojawiała, więc mam nadzieję, że nie odczujesz tego w efekcie końcowym jako całkowitej straty czasu i pozostanie właśnie tylko to poczucie, że quidditch jest żywy. :)

      zjadanie surowego serca wielkiej kałamarnicy kojarzy mi się mocno z Grą o Tron i Deanerys jedzącą serducho jakiegoś konia […] — to akurat nie wyszło mi specjalnie. Wcześniejsze czytanie Susan książki o wampirze było rzeczywiście zagraniem pod kątem Zmierzchu, ale to wyszło mi nieumyślnie. xD

      Usuń
    3. - Nie Jo, tylko tłumacz :P.
      - Wywijanie się nozdrzy xD. One się rozszerzają!
      - Ron: ale samego Rona zaczęła wkurwopatwiać znajomość z Lavender, tak, temu Ronowi, który głupkowato heheszkował z ciała niebieskiego Lav na wróżbiarstwie, temu Ronowi, który ślinił się z nią na pokaz znudziło się to wieczne lizanie się, no, na pokaz, znudziło się to, że ona wiecznie chce się lizać, zauważył dzięki temu, że nie mają nic wspólnego i że nic poza lizaniem nie robią. Ron sam doszedł do tych wniosków, bo w tym czasie w książkach Hermiona miała na niego uberfocha. On nigdy nie był żadnym bezmyślnym niedorozwojem, który potrzebował prowadzenia za rączkę. Moim zdaniem celujesz w spłycenie Rona jak najbardziej, żeby... nie wiem, inne postaci na nim wyglądały na mądrzejsze? Bo serio, przy takim Ronie, co się z twojej woli wije na stole (sic...), to nawet ameba byłaby zdolna do buntu. Nie popadajmy w tak skrajną przesadę, błagam.
      - Ploteczki o chłopaku kogoś tam kogoś tam dla Rona. Dialog ma spełniać funkcję :/. Czytanie dialogów o duperelach do mnie nie przemawia, SZCZEGÓLNIE w historii takiego typu (w żadne głupkowate romansiki tutaj nie celujesz). Jeżeli wiadomość, że Grant ma dziewczynę, która jest przyjaciółką kogoś tam, to nie jest kluczowa informacja... po co mi ona? Tak, dialogi mają być wiarygodne, dialogi mają pokazać, że to dalej uczniowie, ale dla mnie to odstaje. Szczególnie biorąc pod uwagę to, co napisałaś o Ronie - ma być głupi, bo tak chcesz, to dajmy mu głupią, nie nadającą się do niczego kwestię, bo... tak. Żeby Ron miał coś do powiedzenia, zanim zrobi z siebie kompletnego debila. Ech, nie spodziewałam się z lekka.
      - Pytanie, czy jakieś określenie jest potoczne/(powiedzmy)wyniosłe trochę mija się z celem. Bo samo w sobie "trzęsie się jak osika"? Spoko, naprawdę normalne określenie. W dialogu? Nah. Słowa "osika" w życiu nie słyszałam na żywo, w rozmowach ludzi, a żeby jeszcze ktoś użył takiego porównania? Mój światopogląd zostałby zrujnowany. (Ofkorz różne środowiska i doświadczenia). Cóż, rozchodziło mi się głównie o to, że mamy tutaj takiego Malfoya, który roztrzęsiony mówi jak mugol, a taki Neville... wyskakuje z osiką. Jak pięść do nosa, dla mnie. No ale :').
      - O, to może czytałam Quidditch przez wieki po angielsku, też możliwe. Bo z polskich terminologii kojarzę jedynie zwód Wrońskiego, więc to chyba dlatego.

      Usuń
    4. - Ron:
      a) czas — wydarzenia tu przedstawione mają miejsce 1 października 96', przemiana, o której mówisz — dużo później. Najpierw ślinił się jak buldog z Lavender po kątach i to nie jest żadna przesada. Otwórz sobie Pottera i poczytaj, jak to wyglądało z perspektywy jego najlepszego przyjaciela. A tu mamy perspektywę Harry'ego - jego tylko kumpla, który nieco wstydzi się jego zachowań, zwłaszcza przy przyjaciółce, która Ronem jawnie pogardza
      b) wpływ Hermiony — ten Ron nigdy nie wejdzie na wyżyny intelektualne kanonicznego Rona, bo wpływ Hermiona nie odgrywała jedynie w szóstej klasie, ale i przez poprzednie lata ich znajomości. Mówienie więc, że w szóstej części miała na niego uberfocha i sugerowanie, że nie miała dlatego wpływu na jego ukształtowanie i że Ron doszedł do wszystkiego sam, jest jak da mnie zbyt drastycznym pominięciem dużego bodźca, który miał wpływ na ukształtowanie się takich lub innych późniejszych jego poglądów. Nawet Hermiona jako osoba z uberfochem jest czynnikiem wpływającym, bo nie widział aprobaty dla swoich czynów u przyjaciółki.
      c) perspektywa — jak na pewno zauważyłaś, moje opko jest pisane z perspektywy różnych bohaterów, przez co wykrzywiam rzeczywistość, mój narrator nie jest obiektywny. Podziel sobie to przez trzy, mając na uwadze to, co napisałam o nastawieniu Harry’ego w pkt. a), a wyjdzie Ci całkiem normalny chłopak, który zwyczajnie wyciągnął się na ławce i nie chciało mu się uczyć. Chyba za bardzo wzięłaś to do siebie.

      - dialog wg Ciebie o niczym
      Nie wiem, czemu pominęłaś istotną część mojego zdania, ale może zacytuję raz jeszcze: "A Grant będzie się pojawiał jeszcze później, jako postać drugoplanowa".
      A opko to nie tylko kluczowa sprawa, ale i wiele wątków pobocznych. Ten dialog ma funkcje, nawet dwie - nie tylko przedstawia wiarygodność rozmów między uczniami, o czym już wspomniałam, ale też jest zalążkiem wątku drugoplanowego, który pojawi się między innymi w najbliższym rozdziale i będzie się ciągnął przez najbliższych dziesięć co najmniej. Dyskutowanie na ten temat dalej uważam za bezcelowe - ja rozumiem, coś Ci się nie podoba, nie zabraniam przecież, ale mnie naprawdę nie trzeba powtarzać dziesięć razy. Serio, analizuję dogłębnie każdą Twoją uwagę i są one dla mnie bardzo cenne, ale nie będę na ślepo każdej wcielać w życie, bo tak.
      To, że Ron wprowadził postać, która jako wątek poboczny pojawi się w późniejszych rozdziałach, w formie informacji o tym, że spotyka się on z bliską mu osobą, nie czyni z niego idioty. Idiotę czyni z niego płytki związek z Lavender i niechęć do nauki, ale to nie ja jestem autorką tych dwóch jego cech. I no nie wiem, to tak, jakby teraz tysiące fanów miało się rzucać na Aśkę za to, że strasznie spłyciła Dracona i Snape'a w pierwszych częściach i fokle. Taka ich kreacja wynika z braku sympatii Harry'ego do tych dwóch bohaterów i tego nie zmienimy, a prawdziwej głębi i wielowymiarowości te postaci nabierają dopiero w ostatnich częściach. I oczekiwanie, że w jednym rozdziale zawrę i nastawienie moich głównych bohaterów do Rona, i jednocześnie przedstawię głębię jego charakteru (tym bardziej tę głębię, do której czasowo jeszcze w ogóle nie doszedł...), jest chyba trochę przerostowe.

      - osika
      W zasadzie sama zaczęłaś temat wzniosłości - w tym więc tonie odpowiedziałam. Teraz już mówienie o tym w ten sposób mija się z celem. Hm.
      Ja często tak mówię, ludzie w moim otoczeniu często tak mówią, i tak, nawet w formie porównania, tak więc - jak napisałaś, różne środowiska i doświadczenia.

      Usuń
    5. Hej! Sorry, że tak późno odpisuję. W ogóle najpierw miałam co innego do roboty, potem zapomniałam, a teraz mi przypomniałaś powiadomieniem o nowym poście.
      No nic, wracając.
      Stwierdzenie "wyżyny intelektualne kanonicznego Rona" już w ogóle przekazują, że Ron według ciebie to skończony kretyn i w ogóle jagtotag można żyć, będąc takim idioto, tylko Hermjonina go ratjuje (hiperbola). Przypominam, że Ron niejednokrotnie wygrywał z Harrym w szachy, to dzięki niemu przeszli przez jedno z zadań w Kamieniu Filozoficznym (wtedy jakiegoś gargantuicznego wpływu na niego Hermiona nie miała, już szczególnie nie na jego rozwój intelektualny), to nie jest jakiś tam heheszek heheszący po kątach, co to przypadkiem zakumplował się z najinteligentniejszą czarownicą "ich czasów" i Wybrańcem.
      Nie wzięłam niczego do siebie, po prostu w tekście tego nie widać. Owszem, wiem, że to jest narrator personalny i że taki cechuje się swoimi przekłamaniami, ale nie wyczuwam tam między wierszami "normalnego chłopaka" tylko idiotę do kwadratu razy pierdyliard.
      Jeez, przecież nie chodzi mi o to, że chcę ci coś na siłę do głowy tłuc, szarpać się z tobą i trzymać cię na muszce, żebyś coś zmieniła tak, jak mi się podoba. Właśnie na tym polega dyskusja - ty odbijasz moje argumenty, ja twoje, no chyba nic nowego. Po prostu podkreślam swoje stanowisko i pokazuję, dlaczego nie podoba mi się to to i to (i dlaczego nie zmienię zdania mimo twojego wyjaśnienia), a nie podoba mi się dlatego, że mam tyle fanfików na koncie, tyle rozmów o niczym i zidiociałych Ronów, że drży mi powieka, gdy widzę w tekście na poziomie coś takiego. Jeżeli w późniejszych komciach znowu gdzieś się nie zgodzimy (ja z niewiedzy czytelnika, a ty z wiedzą, że przecież to gdzieś prowadzi (jak wątek z rozmowy "o niczym")), to po prostu mi napisz, że to ma jakieś znaczenie, że będzie później, przecież nie stawiam cię z wstępu na pluton egzekucyjny :/.

      Usuń
    6. Ach, no i taka dygresja, dość płytkie jest postrzeganie ludzi jako idiotów tylko ze względu, że się nie intereszą dobrymi stopniami i bawią się w nic nie znaczące związki, rzecz ludzka. To nie jest nic zależnego od mistycznego poziomu IQ, to są rzeczy, na które mogą wpływać dane sytuacje rodzinne (jak najbardziej rozumiem, dlaczego Ron w takiej rodzinie nie czuł pędu do wiedzy, przecież jest najmniej ważnym dzieckiem Weasleyów i w książkach dano nam to do zrozumienia mnóstwo razy jak dla mnie), relacje z rodzicami najkonkretniej, a co do związków - brak doświadczenia lub świadome bycie w związku tylko dla zaspokojenia popędu to też nie jest nic, co cechuje idiotów. Różne priorytety w żyćku ;).

      Usuń
    7. Yyy, serio? Teraz będziemy sobie w nawiasach pisać "ironia", "hiperbola" czy "przenośnia"? I kartoniki z napisami "to ma znaczenie dla tekstu", bo z "A Grant będzie się pojawiał jeszcze później, jako postać drugoplanowa" masz problem i mimo tego, że to i napisałam, i później zacytowałam, dalej wydaje Ci się niezrozumiałe? Drugoplanowa to nie epizodyczna, a więc chyba nie trzeba podkreślać dwa razy czerwonym długopisem, żeby było jasne, że będzie miał znaczenie dla tekstu.

      Przypominam, że Ron niejednokrotnie wygrywał z Harrym w szachy
      - Wow, no serio, wyczyn roku - wygrać z kimś, kto nie umie grać. To co, skoro latał lepiej od Hermiony, to oznacza, że grał w quidditch niemal na poziomie Kruma?
      Ok, przeszedł jedno zadanie w KF. To kontra miliony jego idiotycznych zachowań, z foszkami na Harry'ego na czwartym roku włącznie.

      ale nie wyczuwam tam między wierszami "normalnego chłopaka" tylko idiotę do kwadratu razy pierdyliard
      - Nie no, w ogóle. Prefekt, kapitan drużyny, dobry kumpel, interesuje się bliskimi mu ludźmi, dobry taktyk, dostał się na lekcje przygotowujące do zdania owutema z eliksirów, zielarstwa... Serio, idiota do kwadratu. To są właśnie te obiektywne elementy, które mają pokazać, że mimo tych fragmentów z perspektywy Harry'ego i Hermiony, to nie taki kompletny debil (ja mogę sobie tak uważać, ale chyba rozmawiamy o tekście? Bo po ostatnich wstawkach w postaci oceny moich poglądów zaczynam już wątpić, na ile dalej dyskutujemy o tekście, a na ile oceniamy moje poglądy... :) No bo wiesz, skoro mnie protekcjonalnie pouczasz o tym, jak się dyskutuje, to wydaje mi się, że powinnaś wiedzieć, że takie zagrywki są niekulturalne). To, że kolejny raz wybiórczo odnosisz się do części tekstu, który masz przed oczami, to już serio nie mój problem.
      Tak samo to, że drgają Ci różne części ciała i masz jakieś swoje uprzedzenia po przeczytaniu tylu fików (normalnie szacun na dzielni, już rozkładam czerwone dywany).
      W tekście znajdują się i obiektywne argumenty świadczące o tym, że Ron ma coś w głowie, i subiektywne argumenty bohaterów ukazujące go jako debila, bo np. Harry'ego drażni ciągłe jego papugowanie, nie podoba mu się, że Ron podrywa Hermionę, gdy ma inną dziewczynę, czy to, że on próbuje napisać wypracowanie na eliksiry, a Ron mu przeszkadza. A to, że praca Harry'ego, który jest chętnie wspomagany przez swoją przyjaciółkę, wygląda lepiej, niż praca Rona, to chyba normalne, no nie? Jej, może zaraz napiszesz do Jo z pretensjami, że w sposób krzywdzący ukazała goryli Malofya w HP i że drga Ci powieka, gdy widzisz coś takiego w takiej książce?

      Usuń
  5. Przybywam ze spamu :) I od razu dołączam do obserwujących! Szybko wszystko wchłonęłam, więc trochę ci tu nagadam głupot, ale jesli nie zrozumiesz, o co mi chodzi — wiedz, że mi się podobało :)
    Uderzył mnie przede wszystkim Hogwart z innej strony. Jest taki po prostu szkolny. Dialogi są normalne, rozterki bohaterów są normalne. Wiem, kto jest wybrańcem, ale nie ma o tym za wiele, nie muszę słuchać w kółko o ciemnej stronie mocy i nadchodzącym pojedynku swiatła i ciemnosci. To sprawia, że przyjemnie się to czyta :) Nie chce tu urazić Joasi, Harry Potter to jedna z ważniejszych serii w moim życiu (bo pierwsza samodzielnie przeczytana i jedyna tak magiczna). Po prostu nie ma takiego patosu (nie wiem, czy wiem, co to słowo oznacza xD), to życie dzieciaków nie kręci się wokół wielkich przygód, ale bardziej przyziemnych problemów.
    Harry jest taki normalny, dokładnie taki, jakbym go chciała w takiej wersji. Wujkowiehuncwotowie i te sprawy... bardzo go polubiłam. Susan jest trochę dziwna, tak jakby ma dwie natury (w moich oczach przynajmniej) i nie wiem, czy którąs lubię. Hermiona jest niby taka sama jak w oryginalne, ale jednak ma nową cechę/cechy. Malfoy dba o naukę, jest mniej lekceważący w stosunku do wszystkich i wszystkiego i powiem ci, że jest całkiem spoko chłopakiem.
    Generalnie bardzo przyjemnie mi się czytało. Cały swiat jest dopracowany, te wszystkie nazwy roslin, nawet taktyka gry w Kłidicza! I blogasek też się pięknie prezentuje. Czekam na kolejny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie się cieszę, że zajrzałaś i postanowiłaś skomciać - dziękuję!
      Bardzo mnie też cieszy, że podoba Ci się trochę inne spojrzenie na Hogwart, jakie tu przedstawiam.
      Susan... tak, Susan jest mocno nieokreślona. Jest zakompleksiona i stara się udawać kogoś, kim nie jest - dlatego bardzo dobre odniosłaś wrażenie. :)
      Tak naprawdę Malfoy teraz jest trochę mniej lekceważący, bo nie ma czasu na łażenie za wszystkimi i rzucanie docinek. Życie zmusiło go do wycofania się z życia publicznego. ;___; Nie chcę tu jednak powiedzieć, że gdyby miał mniej problemów i więcej czasu, byłby takim chamem, jakim go przedstawiano w HP - wiadomo, perspektywa robi swoje, a ja głównie go przedstawiam oczami Neva, który jest w nim niemal zakochany (platonicznie oczywiście). Ale mamy tu czynnik podobny jak w szóstej części - coś, co sprawia, że Malfoy nieco się wycofuje. :)
      Nowy rozdział już niebawem! :)
      Pozdrawiam ciepło i jeszcze raz dziękuję za odwiedziny!

      Usuń
  6. Cześć.
    Znalazłam Twojego bloga na jednym z katalogów. Sam opis mnie baaardzo zainteresował. W końcu każdy fan HP musiał sobie zadać to pytanie : co by było gdyby Voldemort wybrał Neville'a? Każdy na swój sposób to wszystko sobie wyobrażał, ja sama miałam zupełnie inne oczekiwania, gdy weszłam na Twojego bloga. Ale to nie zmienia faktu, że to co Ty tutaj stworzyłaś jest bardzo dobre. Wszystko masz dopracowane. Podobają mi się bardzo zmiany, które wprowadziłaś. I zgadzam się z Tobą, Hermiona o wiele bardziej pasuje do Ravenclaw.
    Co do treści. Gdy to czytam znajduje się w moim ulubionym świecie Hogwartu. Pomysł z jeziorem? Fantastyczny. Bardzo mnie to ciekawi, a fakt, że sam Dumbledore nie wie co się stało jeszcze bardziej wzbudza moją ciekawość. W książce zawsze był taki wszechwiedzący, a u Ciebie jednak stało się coś czego nie może wyjaśnić. Draco Malfoy. Odbierany zawsze jako zły, okropny Ślizgon. Mimo wszystko go lubiałam. Jego postać wniosła dużo do książki. Tak miło się o nim czyta - normalny chłopak, który nie jest taki niedobry. Jest pilnym uczniem.
    Skupiając się tylko na tym rozdziale. Napisałaś, że bliźniacy postanowili nie wracać do Hogwartu. Zrezygnowali z Owumentów. Domyślam się, że chodzi o Freda i Geogre'a. Potter jest na szóstym roku, a oni byli dwa lata starsi, więc tak czy siak nie wróciliby do Hogwartu. No i jak udało im się rozwinąć interes? W końcu Harry nie brał udziału w Turnieju Trójmagicznym, więc nie mogli od niego dostać pieniędzy.
    No i co w ogóle sie dzieje? Martwi w jeziorze?! Co z tym Ronem jest nie tak?! Od razu chce to powiedzieć Lavender, która rozpowie wszystkim wokół. A w dodatku cały czas nieudolnie próbuje poderwać biedną Hermione. Ciekawi mnie ten sen Draco i przepowiednia.
    Przez całe pięć rozdziałów miałam jedno pytanie: Co się stało z Czarnym Panem? Powiedz mi proszę, że w kolejnym rozdziałach uzyskam na to pytanie odpowiedzi!
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Życze Ci dużo weny! Pozdrawiam cieplutko!
    PS. Blog samym wyglądem przyciąga! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Bardzo miło Cię tu widzieć!
      Cieszy mnie, że mimo innych oczekiwań, jednak się nie zawiodłaś. Ślicznie tez dziękuję za tak miłe słowa! :)
      Co do bliźniaków - tak, byli dwa lata starsi, ale jeśli olali szkołę w trakcie piątego roku Harry'ego, właściwie nic nie stało na przeszkodzie, aby po ładnych prośbach mogli ewentualnie wrócić na 6 roku Harry'ego, by jednak skończyć szkołę (znaczy się powtórzyć rok, jak np. Flint, który raz nie zdał). I to właściwie miałam na myśli. Rozważę jednak lepsze zaznaczenie tego tematu, bo rzeczywiście sposób, w jaki to przedstawiłam, może być dla czytelnika mylący - dziękuję za uwagę!
      Z Ronem jest to nie tak, że... no trochę jest zazdrosny. :') Wiesz, miał chwilowo tajemnicę z Harrym, a ten zaraz chce to wygadać swojej prawdziwej paczce i to Rona gryzie, więc próbuje się nieudolnie odegrać.
      Niestety odpowiedź na pytanie, co się stało z Czarnym Panem, nie pojawi się szybko. :( Będę Cię więc jeszcze długo trzymać w niepewności. :D
      Dziękuję też za miłe słowa odnośnie wyglądu blożka! <3
      Pozdrawiam ciepło,
      mózg

      Usuń
  7. Wiesz Ty co, ja Cię naprawdę podziwiam :). Za tą pierwszą część szczególnie tego rozdziału, te wszystkie detale, detaliki i mnogość informacji, ale w takie przyjemnej formie. Brawo Susan :).
    Zawsze Ron był jedną z moich ulubionych postaci, ale w Twoim opku jestem całkowicie za Hermioną. Powinna mu jeszcze tą książkę w głowę porządnie przyłożyć.
    Przyjaźń Neville'a i Malfoy'a -> uwielbiam. Taka inna i nieprzesłodzona etc. Malfoy i sny, ja przepraszam bardzo, ale chcę wiedzieć o co z tym chodzi. Koniec iście mało ambitnego komentarza :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! Dzięki za komcia!
      Cieszę się, że się podobało - zwłaszcza ta część o quidditchu, bo poświęciłam jej dość dużo czasu. :)
      Jeszcze trochę na rozwinięcie tajemnicy poczekasz. :P

      Usuń
  8. O rany, mój zapłon co do nowych publikacji zabija, przepraszam ;/ Susan to taka fajna kluska, lubię ją. Zdecydowanie - moja ulubiona żeńska bohaterka w Twoim opku. :D Przyjaźń Neville'a i Draco to balsam na moje zbolałe serduszko. Skoro nie będzie slashu, zadowolę się tym, a jest tu trzy razy na tak! :) Ogólnie, masz świetny styl pisania, przez co opowiadanie czyta się niesamowicie przyjemnie. Ron mnie denerwuje, jezioro i przeraża, i intryguje, a całość aż błaga, aby wielbić Cię za napisanie tego. I żeby Włochate Serce (nie pisałam Ci nigdy, jak uwielbiam ten tytuł, nie? :> To piszę teraz! Jest boski. <3) trwało jak najdłużej.
    Weny, weny i jeszcze raz weny!
    Pozdrawiam i ściskam mocno. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Dziękuję bardzo za komentarz!
      Podejrzewam, że dla dopatrujących się, jakieśtam pogranicze slashu może wystąpić. xD Przyznam, że w pierwotnej wersji nawet rozważałam napisanie drugiej części i sparowanie Neva i Harrym *brecht* ale uznałam, że nie będę przesadzać. xD

      Usuń
    2. Ja tam wszędzie widzę slash, więc... XD O, to mogłoby być świetne!

      Usuń
  9. Bardzo podoba mi się pomysł i to, że poszłaś w stronę takiego uroczego, szkolnego opowiadania, a nie samych intryg. Co nie znaczy, że tajemnicy nie ma :) Piszesz ładnie, czyta się to płynnie, myślę że zyskałaś stałą czytelniczkę :D

    Ala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz i tak miłe słowa! Mam nadzieję, że następne rozdziały również przypadną Ci do gustu! <3

      Usuń
  10. Cześć!
    Zyskałaś nową czytelniczkę :D
    Rozdział świetny! Najbardziej podoba mi się, że Hermiona i Neville nie są w Gryffindorze. Taki oryginalny pomysł.
    Pozdrawiam i życzę weny!
    NN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Nimfo! Miło mi Cię tu widzieć. :) Dziękuję pięknie za komentarz, bardzo fajnie, że Ci się podoba i serdecznie zapraszam na nowe rozdziały. :)

      Usuń
  11. To teraz będzie krótko, bo pisanie długich komciów mi nie wychodzi.
    No dobra! Wszystkie były krótkie, ale ten będzie wyjątkowo.
    Podoba mi się relacja Harry'ego i Susan. Taki powoli kwitnący romans, jest naturalnie i bez przeginy. Takie to urocze.
    Ten sen Malfoya z kolei... Nie wiadomo, czy mam to traktować jako żart, czy jako zapowiedź czegoś mocniejszego.
    Chcę już wiedzieć, o co chodzi z tym jeziorem!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, każda taka wieść do dla mnie kamień z serducha. W życiu osobistym raczej jestem pokręcona i pisanie normalnych, swobodnie przebiegających romansów jest dla mnie najtrudniejszą rzeczą życia. :D Cieszę się, że wychodzi. :D

      Usuń
  12. "A smaczne chociaż było? "
    HAHAAHAHAH
    No nie mogę x'D
    Aż czuję ten optymizm xD
    Każdy Twój rozdział wywołuje uśmiech na mojej twarzy, szczerze polecam jako antydepresamt xD
    Nie rozpisuje się bo mnie zrzera ciekawość co dalej xD

    OdpowiedzUsuń