(c)
Szablon wykonany przez Renfri przy pomocy: 1, 2, 3, 4.
Zapraszam na drugie opowiadanie: DROGA DO CIEBIE

ROZDZIAŁ DWUNASTY



Neville był wściekły: i na siebie, i na świat, i na przyjaciół, i na Snape’a. Denerwowało go wszystko, nawet głośniejsze westchnięcie Pansy Parkinson czy chrząkanie Crabbe’a. 
W czwartek z rana wyruszył do biblioteki, bo w środę, jak co tydzień zresztą, profesor Sprout po raz kolejny umiliła im popołudnie i zaprzepaściła szansę na choć chwilę relaksu. Mieli napisać dla niej długi esej na temat różnic i podobieństw między łapakami kąśliwymi, które przerabiali jeszcze we wrześniu, a wnykopieńkami, które nauczycielka zielarstwa przedstawiła im na ostatnich zajęciach. Tym razem narzuciła im dodatkowo, żeby wykazali, czemu to wnykopieńki są lepszym wyborem, co mimo przebrnięcia przez cztery grube tomy dalej było Neville’owi nie na rękę. Uważał zupełnie odwrotnie i nawet długie rozdziały wielkich autorytetów wcale go nie przekonywały.
Dochodziła godzina czternasta, właśnie miał zbierać się na obiad w Wielkiej Sali, kiedy usłyszał nagły rumor przy wejściu do biblioteki. Chwilę później dobiegł go zrzędliwy pomruk, potem coś na kształt groźby bez pokrycia, aż w końcu pomiędzy regałami ukazał się spocony i zdyszany Potter. Neville skrzywił się na ten widok, poirytowany brakiem okrzesania przyjaciela, ale zaraz ogarnęła go konsternacja. 
— Coś… coś… — próbował wydyszeć Harry, gdy oklapł na krześle przy jego stoliku. Minęło parę sekund, zanim udało mu się wyrównać oddech. — Coś się stało Malfoyowi. 
Neville zamarł. Jeszcze chwilę temu wykrzywiał ironicznie usta, chichocząc w duchu nad kondycją Pottera, jednak teraz na jego twarzy nie było widać nawet cienia uśmiechu. Przez moment patrzył tępo na Harry’ego, potem otworzył usta, zamknął je, otworzył i znów zamknął. Czynność tę powtórzył kilkakrotnie, zanim w jego głowie w końcu zaczęły się pojawiać sensowne myśli. 
— Skąd wiesz? 
Pierwsze jego pytanie było zaskakująco rzeczowe — zdziwił nim sam siebie — ale musiał ustalić, czy Potter nie przesadza. Gdy usłyszał o nieobecności Malfoya na eliksirach, a potem o skruszonej Parkinson i wściekłym Snape’ie, wstał bez słowa i wyszedł z biblioteki. Harry dreptał za nim, próbując dotrzymać mu kroku, ale on ani myślał, żeby zwolnić. 
Gdy dotarł do wejścia w lochach, machnął na Pottera ręką i zatrzasnął mu drzwi przed twarzą. Choćby się waliło i paliło, nie wpuści durnego Gryfona do pokoju wspólnego Slytherinu. 
W ich dormitorium zastał go obraz nędzy i rozpaczy. Pansy siedziała przy łóżku Malfoya i głaskała jego włosy. Była rozczochrana, a na twarzy i dekolcie wykwitły jej różowe plamy zdenerwowania. Pod ścianą stał lekko przygarbiony Crabbe i kiwał się na boki. 
— Gdzie on jest? — spytał od wejścia i od razu skierował się w stronę Dracona. 
— Tu leży, przecież widzisz, idioto — warknęła Parkinson i w pierwszym odruchu odepchnęła rękę Neville’a, którą ten wysunął w kierunku twarzy Malfoya. 
— Co ty robisz? — warknął na nią i pacnął otwartą dłonią w jej przedramię. — Pytam o Snape’a, gdzie on jest? Powinien tu być i się nim opiekować. 
— Opiekowałby się od dawna, tak jak trzeba było, gdybyś raczył komukolwiek powiedzieć, że coś się z nim dzieje! — odszczekała się Pansy i odsunęła się od niego ostentacyjnie. Wstała od łóżka i przeszła na drugą stronę pokoju. 
— Nie wciskaj mi kitu, że nic nie widziałaś. Sypiasz z nim regularnie, ale widocznie to jedyna rzecz, która się dla ciebie liczy — jego pieniądze, no i ewentualnie towarzystwo w nocy — zarzucił jej bezlitośnie. 
Pansy syknęła i skrzyżowała ręce na piersi. 
— Nie sypiam z nim regularnie. Dobrze wiesz, że od dawna widywaliśmy się jak na lekarstwo. 
— I nic cię w tym nie zaniepokoiło? 
— Nie zrzucaj wszystkiego na mnie! Ja miałam swoje podejrzenia, miałam sygnały, ale to ty o wszystkim wiedziałeś przez cały ten czas — powiedziała ostro i przemaszerowała przez pokój, próbując wyładować swoją wściekłość. — Ty wiesz zawsze wszystko, bo nie wiedzieć czemu Draco woli przychodzić do ciebie z każdym, nawet najdurniejszym problemem, choć nie jesteś nawet prawdziwym Ślizgonem! Pokazujesz to na co dzień i teraz znów! Zero lojalności, zero honoru. Wiedziałeś o tym, że się źle czuje i tylko patrzyłeś, jak wykańcza się powoli każdego dnia…
— Proszę o spokój. — Usłyszeli zimny głos od drzwi. 
Jak na komendę trzy twarze zwróciły się w stronę wejścia do dormitorium. 
— Longbottom, Parkinson, jeśli zamierzacie sobie skakać do gardeł nad chorym kolegą, możecie już teraz opuścić to pomieszczenie — powiedział Snape i w trzech krokach znalazł się przy łóżku Malfoya. 
Postawił na szafce nocnej cztery buteleczki, po czym bez słowa pochylił się nad nieprzytomnym blondynem i zaczął mamrotać coś pod nosem. Neville próbował przysłuchać się, czy to zaklęcia lecznicze, ale piorunujący wzrok Pansy nie pozwolił mu zbliżyć się do łóżka wystarczająco. 
I tak minął im czwartek — na chłodnych rozmowach ze Snape’em, powarkiwaniach Parkinson i chrząkaniach Crabbe’a. Ten pulchny, krótko ścięty szatyn o małych, świńskich oczkach, odstających uszach i nalanej twarzy w gruncie rzeczy nie robił nic złego, ale dźwięki, jakie z siebie wydawał w chwilach zdenerwowania, niezwykle Neville’a drażniły. Pierwszy raz w życiu miał ochotę komuś przyłożyć. 
Neville nie zdradził nikomu, co było powodem złego stanu Dracona. Powiedział jedynie, że od jakiegoś czasu Malfoy źle się czuł, miewał koszmary i problemy ze skupieniem, ale nie wyjawił, że od ponad dwóch miesięcy borykał się z kilkusekundowymi wizjami, które niemal uniemożliwiały mu sen i naukę. Wiedział, że przyjaciel by tego nie chciał. Poza tym za półtora tygodnia mieli wrócić już do domu na święta, gdzie całą sprawą zajmie się Lucjusz. 
Oficjalnie w szkole przekazano, że Draco miał grypę. Pansy prawie całe dnie spędzała z nim w Skrzydle Szpitalnym, a gdy kładła się tuż obok na łóżku, za każdym razem delikatnie przesuwała opuszkiem palców po spierzchniętych wargach narzeczonego i zaciskała mocno oczy, jakby sam widok Malfoya w tym stanie był dla niej czymś nie do zniesienia. Draco dobrze reagował na obecność dziewczyny, wplatał wtedy dłonie w jej włosy — czarne niemal jak ich nastroje — i zaciskał kurczowo pięści, jakby już nigdy nie chciał jej puszczać. Neville mimowolnie zazdrościł Pansy tych momentów. 
Miał wrażenie, że stał się dla przyjaciela już jedynie kolejnym obcym, przewijającym się przed zmęczonymi oczami jak senna mara. Neville cieszył się, że przez pogrzebowy nastrój panujący w ich dormitorium rozmowa im się nie kleiła, bo gardło miał tak ściśnięte, że nawet gdyby chciał, nie dałby rady wydusić choć słowa. 
Parkinson mówiła, że parę razy usłyszała, jak Draco wypowiada imię Neville’a, ale on jej nie uwierzył. Malfoy go nie pamiętał, Neville widział to w nieobecnym spojrzeniu przyjaciela za każdym razem, gdy odwiedzał Skrzydło Szpitalne. 
Na szczęście w końcu nadeszła sobota 21 grudnia i powrót do domu. Jak na ironię w tym roku przerwa świąteczna zaczynała się niewyobrażalnie wręcz późno. Z samego rana Snape przetransportował Dracona do dworu Malfoyów, a Pansy i Neville zostali sami — smutni, milczący, jakby przebywający gdzie indziej. Na śniadaniu siedzieli obok siebie i popijali sok dyniowy, a potem każde bez słowa rozeszło się w swoją stronę. 
W połowie grudnia w Hogwarcie zrobiło się wreszcie zimno jak na Antarktydzie. Błonia i Zakazany Las pokryły się grubą warstwą śniegu i tylko jezioro odznaczało się na ich tle smolistą czernią. W dzień powrotu do domów na przerwę świąteczną Neville maszerował obok przyjaciół opatulony po szyję w gruby, czarny płaszcz i swój standardowy siwy szalik. Nie znosił zimy, tego okropnego mrozu szczypiącego policzki i śniegu uparcie moczącego buty. 
Podczas przeprawy przez błonia w oddali zamajaczył im Hagrid, który pomachał do nich ręką w wielkiej, brązowej rękawicy. Podszedł do czwórki przyjaciół ociężale i przywitał nad wyraz ciepło, jak na mróz panujący na zewnątrz. 
— I co, łobuzy? — spytał. 
Jego broda lśniła milionami topniejących śnieżynek, które skrzyły się uroczo w zimowym słońcu. 
— Do domu jadycie, cu? Ja żem zostaję tu, w Hogwarcie, bo wicie, mam gości. 
— Gości? — Harry popatrzył na Hagrida ze zdziwieniem. 
— Ho, ho, ho, cały czas ich mam, toście zapomnieli. Właśnie żem ocieplał chatkę moich małych przyjaciół. — Gajowy zaśmiał się tubalnie, przez co zirytowany chłodem Neville skrzywił się jeszcze bardziej. 
— Aaa! No tak! — powiedziała Susan i uderzyła się otwartą ręką w czoło. — Dalej gościsz gnomy ogrodowe? Nie jest im już za zimno? 
— A no, jakoś nie śpieszno im wracać, małe turysty — odpowiedział jej Hagrid, a w jego głosie rozbrzmiało coś na kształt czułości. 
Przyjaciele wymienili się spojrzeniami. Chyba gajowy znalazł sobie nowe stworzonka do opieki. Nie przeciągając przypadkowego spotkania, pożegnali się z nim szybko, bo niemal wszyscy uczniowie zniknęli już z błoni, i szybko pomknęli w kierunku jednego z ostatnich powozów ciągniętych przez testrale. 
Zanim wpakowali się do przedziału, Hermiona jeszcze na chwilę odeszła na bok, aby pożegnać się przed świętami z Luną Lovegood. Susan skrzywiła się, gdy zobaczyła przyjaciółkę znikającą za sąsiednimi drzwiami. 
— Jak on w ogóle się czuje? — spytał Harry, gdy już razem rozsiedli się wygodnie i zrzucili zimowe nakrycia. Ignorowanie problemu związanego z stanem zdrowia Malfoya i próba udawania, że nie znają żadnego Ślizgona, który od półtorej tygodnia leżał w Skrzydle Szpitalnym, nie miało sensu. I tak ich przyjaciel myślami był ciągle przy Draconie. 
Neville przeniósł na Harry’ego zdziwiony wzrok. 
— Właściwie odkąd zasłabł wtedy w czwartek, każdy dzień wyglądał podobnie. Jest strasznie zmęczony, budzi się sporadycznie… W zasadzie myślę, że już nawet mnie nie rozpoznaje. 
— Daj spokój, na pewno cię rozpoznaje, nie ma tylko siły tego pokazać. — Gryfon jak zawsze próbował znaleźć pozytywną stronę w sytuacji i na siłę pocieszyć przyjaciela.
— Harry — przerwał mu Neville. — Naprawdę nie musisz. Doceniam troskę, doceniam w ogóle jakiekolwiek zainteresowanie, ale wiesz, że nienawidzę, gdy próbujesz projektować na mnie swoje sposoby radzenia sobie z problemami. 
W przedziale zapadła krępująca cisza. 
— Trochę nie chcę wracać do domu na święta — zwierzyła się Susan, próbując zmienić temat i przy okazji nawiązać jakąś neutralną rozmowę. — Niby mieliśmy w tym roku dużo nauki, ale ostatnio tak dużo się działo! Sprawa z jeziorem, wizyta tych wielkich magów… Dzięki tej truciźnie ciągle mamy jakieś atrakcje.
— Ta, ale przez tę wspaniałą atrakcję Draco jest prawie martwy — mruknął zirytowany Neville, zły na cały świat. 
— Nie masz pewności — zaprzeczyła Hermiona, ciasno zaciskając wargi. Zawsze robiła taką minę, gdy przygotowywała się do długiego wykładu. — Może to czysty przypadek i po prostu dopiero teraz ujawniły się jak dotąd skrywane skłonności Malfoya ku wróżeniu? Może jego talent i tak miał się obudzić? I nie panikuj, jest jedynie osłabiony. Nie możesz nazywać umieraniem złego samopoczucia. 
— Złego samopoczucia? Czy ciebie opętało? On jest prawie martwy — zdenerwował się Neville. — I chcesz mi wciskać, że naprawdę nie widzisz związku pomiędzy jeziorem a chorobą Dracona? Ponoć jesteś najinteligentniejszą czarownicą w Hogwarcie, a nie zauważasz takiej oczywistości? 
Hermiona zacisnęła wargi, ignorując atak przyjaciela. Rozumiała, że był wzburzony i nie myślał, co mówi, jednak jego słowa i tak zabolały. Spostrzegła, że pozostała dwójka nie wykazywała chęci do włączania się w rozmowę ze Ślizgonem. Najwyraźniej obawiali się, że i na nich wyładuje swoje humory, siedzieli więc z boku jak pufki pod miotłą. 
— Widzę dobrze związek — odpowiedziała spokojnie. — Nie uważam jednak, aby to jezioro było powodem. Nie sądzę, że to trucizna jakimś cudem zaczęła tak oddziaływać na Malfoya. Pomyśl, czemu w takim razie tylko on choruje? Przecież nie zbliżał się przesadnie sam jeden do jeziora. Już prędzej Susan powinna leżeć w łóżku zamiast niego, gdyby jego stan faktycznie był skutkiem zatrucia wodą. 
Neville zapatrzył się w szybę. Harry nie miał pojęcia, co robić. Spoglądał tępo przed siebie, niemal nie mrugał, a w głowie miał pustkę. W przedziale panowała cisza, słychać było tylko dudniący stukot dochodzący spod kół pociągu i świst wiatru za oknem. 
Po chwili trwania w tym bezruchu, napięcie, które gościło do tej pory na twarzy Neville’a, ustąpiło całkowitemu rozluźnieniu, aż w końcu przeszło w coś na kształt rezygnacji. 
— Ja tak nie umiem. 
— Nikt nie każe ci umieć. 
— Neville, chodź — powiedziała łagodnie Hermiona i poklepała swoje kolana, sugerując, aby chłopak ułożył na nich głowę. Nie trzeba było go długo namawiać, niemalże od razu bezwładnie opadł na jej nogi.
Susan obserwowała  przyjaciółkę i nie mogła wyjść z podziwu. Ktoś, kto jej nie znał, pewnie byłby oburzony sztywnością jej ruchów, brakiem naturalnego ciepła czy minami, które stroiła nad głową Neville’a. Ale Ruda wiedziała, ile dla Hermiony znaczyło zdobycie się na taką bliskość z drugą osobą, choćby najlepszym przyjacielem, którego znała od sześciu lat. Z pozoru niechętnie położyła jedną dłoń na włosach Ślizgona, a drugą pokracznie poklepywała go po ramieniu. Susan myślała, że pierwszą osobę, którą zobaczy tak przytuloną do jej kolan, będzie mogła spokojnie nazwać przyszłym mężem najinteligentniejszej uczennicy Hogwartu, ale teraz prychnęła na wizję tej dwójki jako pary. Pomysł ten tak ją rozbawił, że zaśmiała się na głos nawet mimo wcześniejszej kwaśnej atmosfery. Trzy pary oczu spojrzały na nią zszokowane tym, że chichocze w takim momencie. 
— Przepraszam — wysapała pomiędzy jednym a drugim oddechem. — Ale wiecie, to się nigdy nie zdarza, ona z facetem na kolanach i, ha, ha, ha, mój zły umysł podsunął mi obraz Neville’a i Hermiony jako pary młodej. 
Przyjaciele wybuchli gromkim śmiechem, nawet Neville uniósł kąciki ust ku górze. 
— Słuchajcie, nie ma sensu o tym dyskutować, nie sądzicie? — spytała łagodnym tonem. — Jasnym jest, i tu nie powinieneś mieć żadnych wątpliwości, że czegokolwiek nie myślimy o Malfoyu, wiesz dobrze, że od lat zawsze cię wspieramy, gdy się nim przejmujesz. 
— Racja — poparła ją Hermiona. — Pamiętasz, co było, gdy Hardodziobek pokiereszował mu rękę na trzecim roku, bo ten idiota jak osioł wsadzał mu łapy do dzioba? Dobrze, że go wtedy przekonałeś, żeby nie odstawiał scen z wnoszeniem oskarżenia na Hagrida, bo pewnie mogłoby być nam teraz ciężej życzyć mu powrotu do zdrowia…
— Hermiona przecież poszła nawet do niego z notatkami do skrzydła szpitalnego, żeby go trochę udobruchać — przypomniał Harry. 
— Pamiętam. Cały dzień się dąsał. — Neville westchnął i podłożył sobie rękę pod głowę.
— Co, pan i władca nie chciał się zniżyć do korzystania z notatek czarownicy mugolskiego pochodzenia? — spytał Gryfon. 
— Ty serio wierzysz, że to o to chodzi? — Hermiona spojrzała na przyjaciela z politowaniem pomieszanym ze zdziwieniem. — Przecież od lat wiadomo, że jego głównym problemem jest to, że mi zazdrości i przez to chce mnie nienawidzić, ale ja jestem dla niego zbyt miła i czasem pewnie po prostu trudno mu mnie nie lubić, przez co wścieka się jeszcze bardziej. 
— Ta… — mruknął Neville, nie chcą burzyć teorii Hermiony. 
— W każdym razie — wtrąciła Susan — tolerujemy go i tak jakby martwimy się o niego ze względu na ciebie. Bo cię kochamy. 
— Jak przyjaciela — zastrzegł Harry. 
— No co ty nie powiesz — parsknął Neville, patrząc na speszonego Gryfona. — Kurde, ja wiem to wszystko. 
— Najwyraźniej masz chwilowe zaniki pamięci. 
— Bo z nim naprawdę było źle, a ja bardzo się o niego boję. Nikt nie wie, co się dzieje, a  nagle… Harry! — wykrzyknął nagle Ślizgon. — Noc duchów! Ty też miałeś wizję!
Przyjaciele spojrzeli na niego, zaskoczeni nagłą zmianą tematu. 
— No właśnie — przytaknęła Hermiona i zmrużyła oczy, celując palcem w Harry’ego. — Pisałeś do mamy, co z odpowiedzią? 
— Powiedziała, że mam z tym iść do Dumbledore’a. W sumie nic z tego nie wynikło, kazał mi przyjść po świętach. — Wzruszył ramionami. 
— Ale zmartwił się? Zrobił tę swoją zatroskaną minę? — spytała Susan. 
— Jeny, no nie wiem — Harry próbował się wykręcać. — Coś pogadał, może rzeczywiście był zmartwiony. Nie chce mi się o tym gadać. 
Neville jednak był w stanie odpuścić.
— A co jeśli ta wizja Harry’ego ma coś wspólnego z Draconem? 
— Ale jaki widzisz wspólny pierwiastek? Naprowadź, bo osobiście niczego nie dostrzegam — powiedziała Hermiona, krzywiąc się sceptycznie. Miała już powoli dość tego, że Neville wszędzie doszukiwał się powodu kiepskiego stanu zdrowia Dracona. — Przecież wizje Malfoya pojawiły się wcześniej. 
— Sny Harry’ego też przecież pojawiały się wcześniej — Neville próbował bronić swojej teorii.
— Tak, od dzieciństwa — przyznał Gryfon. — Ale nie zauważyłem, żeby ten tleniony dupek wcześniej odwalał kitę. 
— Harry! — syknęła Susan i pokręciła głową z dezaprobatą. 
— No co?
Neville zasępił się i zamilkł. Chciał znaleźć jakieś powiązanie lub analogię w wydarzeniach, które ostatnio miały miejsce, ale wszystko, czego się chwytał, okazywało się być niewypałem. Pokładał wiarę w tym, że Draco bezpiecznie dotarł do domu, a jego ojciec dał radę wyjaśnić pochodzenie zagadkowych wizji. Liczył na to, że przyjaciel siedzi teraz i zajada się wymyślnymi daniami, które u Malfoyów były standardem, cały zdrowy i nareszcie wypoczęty. Obawiał się jednak, że to tylko złudne nadzieje, tym bardziej, że odkąd opuścił Hogwart, minęło zaledwie parę godzin. Neville’owi nie wydawało się, aby Lucjuszowi udało się w tak krótkim czasie rozwiązać problem, z którym oni nie radzili sobie od miesięcy.  
Podróż do Londynu minęła im dość szybko, może dlatego, że każde z nich gdzieś z tyłu głowy cały czas zastanawiało się, ile wypracowań muszą napisać na poświąteczne zajęcia. Hermiona co chwilę narzekała, że żałuje, że nie została w Hogwarcie, bo w domu nie miała odpowiednich pomocy naukowych, a Harry żartobliwie zatykał uszy i nucił pod nosem piosenkę o bałwanie i trzech skrzatach, żeby zagłuszyć tematy o szkole. 
Gdy w końcu dotarli na peron, na dworze panował mrok. Przyjaciele wcześniej nie zwrócili na to uwagi, bo Susan podstępnie zasłoniła okno w przedziale bordową firanką, ale cały świat na zewnątrz otulała gruba warstwa śniegu. Pojedyncze, puchate płatki wirowały w powietrzu, tańcząc w świetle lamp stojących na dworcu Kings Cross. Na peronie roiło się od przysypanych śniegiem postaci. Zanim pociąg się zatrzymał, Hermiona już szaleńczo machała do kogoś przez okno, bo udało jej się wypatrzyć w tłumie znajome twarze. 
Harry rozkaszlał się, bo gdy wyszedł na zewnątrz, od razu zachłysnął się mroźnym powietrzem. Pierwsze kroki na śniegu okazały się niezwykle ciężkie, ale zaraz został otoczony przez rodziców oraz Syriusza i Petera, którzy zawsze przyjeżdżali po niego na peron. Uwielbiał to: roześmianą mamę i jej stado piegów tańczące po policzkach, no i rozczochranego ojca z tym łobuzerskim uśmiechem czającym się na ustach. Do domu jechali dwoma środkami transportu. On z rodzicami i Peterem wskakiwał do samochodu taty, a Łapa dosiadał swój piękny motor i pędził do Doliny Godryka na złamanie karku. 
Święta co roku były takie same, ale Harry kochał tę monotonię, która nieodzownie ciągnęła za sobą spokój i pewność, że nic złego się nie wydarzy. Bo choć Potterowie nie znosili rutyny, to mieli parę swoich tradycji, które nadawały ich życiu odpowiedni rytm. Jedną z nich były święta z Huncwotami. 
We wtorkowy poranek Lily z Jamesem skoro świt zaczęli przygotowania pysznego jedzenia na kolację. Zaraz po nich z łóżek zwlekli się Peter z Syriuszem, żeby zająć się strojeniem choinki. 
Gdy w końcu jako ostatni obudził się Harry, było już grubo po piętnastej, bo musiał przecież odespać ostatnie eseje na eliksiry. Zszedł mozolnie po schodach i zapatrzył się zauroczony na salon. Było ślicznie. 
Żółte lampki migały drażniąco, ta straszna bombka imitująca hipogryfa po dziesięciu nieudanych operacjach plastycznych znów straszyła na świątecznym drzewku, a po całym pokoju unosił się zapach świeżego igliwia. Na parapecie jego mama poustawiała figurki wirujących bałwanów, a na kominku bezdyskusyjnie pojawiła się mała kula śnieżna z miniaturą Doliny Godryka w środku. Na blacie leżał już obrus i z chwili na chwilę pojawiały się na nim kolejne potrawy. Zaraz mieli dołączyć do nich jeszcze Lupin z Tonks. Harry westchnął po raz wtóry, rozkoszując się powtarzalnością tego cudownego momentu i już miał usiąść do stołu, gdy zauważył, że stoi przy nim więcej krzeseł niż zwykle. 
— Mamo? — zawołał, stając w progu kuchni. — Znów próbowałaś czarować na odległość? 
— Nie rozumiem, kochanie — mruknęła Lily znad wielkiego kotła zupy dyniowej. 
— Transmutowałaś strasznie dużo krzeseł. 
— Nie, nie! — Lily uśmiechnęła się promiennie i obróciła się w stronę parującej pieczeni. — Zostaw, tak jest dobrze. Będziemy mieli gości!
Harry zamarł, a jego fantastyczny humor prysł w ułamku sekundy. 
— Gości? Czemu nic nie powiedziałaś? — spytał marudnie. Chwilę potem po domu poniósł się dźwięk dzwonka. — Znowu zaprosiłaś jakąś ciotkę? — zajęczał, wlokąc się w stronę korytarza. Zaraz za nim na przedsionek wparowali Syriusz i Peter i wyszczerzyli się diabelsko. 
— No, otwieraj! — ponaglali chłopaka. — Zobaczysz, będzie super!
Harry cierpiętniczo nacisnął klamkę i pchnął drzwi, za którymi zobaczył istne stado kolorowych wełnianych czapek z pomponami. 
— Niespodzianka! — krzyknęli chórem i nim Harry się obejrzał, ponad tuzin różowych twarzy wtoczyło się do jego przedsionka. Nigdy nie sądził, że na tak małej powierzchni zmieści się tyle ludzi. Zewsząd dobiegało smarkanie nosem i pokasływanie. 
— Hermiona? Neville? Susan? I… — zawahał się — …Luna? Co tu robicie?
— Twoja mama zaprosiła nas i naszych rodziców na wspólne świętowanie! — wyjaśniła Hermiona, ściągając puchaty płaszcz. Na podłodze pod nogami gości zaczęła tworzyć się wielka kałuża z topniejącego śniegu, który z każdym ruchem opadał z ich czapek i kurtek. 
— Coś nie wyglądasz na zadowolonego — zauważyła Susan i gdy tylko ściągnęła okrycie i buty, zaraz wślizgnęła się do salonu, żeby zrobić trochę miejsca w korytarzu. — Jesteś zły? Coś się stało?
— Nie, tylko… Nikt mi nie powiedział, że przyjedziecie, to wszystko. Pójdziemy na razie na górę? Mama nas potem zawoła — zaproponował i poprowadził przyjaciół i Lunę do swojego pokoju. — Jak to w ogóle wyszło, czemu nic nie powiedzieliście?
Neville od razu wskoczył na łóżko Harry’ego i wyciągnął się na całej jego długości. Zaraz dołączyła do niego Susan, a Hermiona i Luna przycupnęły na dwóch pufach pod ścianą. Harry wszedł do swojej nory jako ostatni i gdy dostrzegł, że niemal każda powierzchnia płaska została zaanektowana, kolejny raz poczuł coś na kształt niepokoju. Nienawidził zmian, jakkolwiek nie byłyby miłe. I mimo że Neville pięknie wpasował się z tymi swoimi blond kłakami w jego bordowo-złotą pościel w latające znicze, a cały pokój zdawał się być bardziej przytulny, gdy rozsiadło się w nim kilka znajomych twarzy, dalej coś gryzło go od środka jak uparty błotoryj. 
— Twoja mama zadzwoniła dziś do naszych rodziców — wyjaśniła Susan i podeszła do szafy Harry’ego, po czym bez pytania wyciągnęła z niej czerwony koc. Marzła najbardziej z nich wszystkich, zawsze więc priorytetowo szukała jakiegoś źródła ciepła. — Właściwie dowiedzieliśmy się niedawno, że tu przyjdziemy. Pewnie twoja mama czekała do ostatniej chwili w obawie, że się wygadamy. 
— A moja mama wiedziała o tym już od końca listopada. To pewnie dlatego wiadomość od twojej mamy była taka enigmatyczna. — Neville wyszczerzył zęby i rzucił w Susan poduszką. 
— Ale to właściwie nieistotne — powiedziała podekscytowana Hermiona. Harry dawno nie widział jej tak poruszonej. — Zgadnijcie, czego się dowiedziałam! 
— Chcesz tak mówić przy… No wiesz? — spytał Neville, mało dyskretnie machając głową w kierunku Luny. 
Przyjaciele wymienili się spojrzeniami. 
— Spokojnie — Hermiona zapewniła przyjaciół. — Luna niczego nie wygada. 
Harry popatrzył sceptycznie na blondwłosą Krukonkę. 
— Wiem, w jakim języku ten duch mówił do Susan! I to nie był duch, tylko ondyna! Znaczy duch ondyny. Teraz jeszcze muszę tylko po powrocie nauczyć się najważniejszych zwrotów, w Hogwarcie na pewno znajdę jakiś słownik…
— Ja znam ondyński — powiedziała enigmatycznie Luna. 
Od momentu, w którym weszła do pokoju Harry’ego, siedziała na pufie plecami do reszty i obserwowała ścianę, po której wspinał się mały robak. 
Cztery pary oczu zwróciły się w jej stronę. 
— Znasz ondyński? — spytał niepewnie Harry, patrząc podejrzliwie na Krukonkę, której twarzy była tak nieprzytomna, jakby dziewczyna w każdej chwili miała zasnąć. 
— Tata mnie kiedyś nauczył. Mówił, że z ondynami trzeba żyć w zgodzie, bo inaczej przychodzą do ciebie w nocy i zabierają ci oddech. — Luna wzruszyła ramionami i zaczęła przypatrywać się powietrzu ponad pościelą Harry’ego. — Hej, nie mówiłeś, że hodujesz mołdawskie perliczki w swojej sypialni!
— Co hoduję…? — zaczął Gryfon, lecz zaraz zamilkł, gdy zobaczył, jak Hermiona i Susan panicznie wytrzeszczają na niego oczy i przecząco kiwają głowami, sugerując, aby się zawczasu przymknął. 
W pokoju zapadła krępująca cisza. Wszyscy wpatrywali się w Lunę z obawą, że podejmie się opowieści o kolejnych stworzeniach, które sobie uroiła, przez co najpewniej udałoby im się dojść do ważnej dla nich kwestii dopiero nad ranem. Ale dziewczyna odsunęła z twarzy splątane kępki włosów, które zaczęły wchodzić jej do oczu, i zadzwoniła donośnie kapslami po piwie kremowym, wstając z miękkiej pufy, w którą do tej pory trochę się zapadała.
— Jakie słodkie maleństwa — rozmarzyła się i podeszła do łóżka Harry’ego, by po chwili zacząć majtać swoim żabim palcem tuż nad powierzchnią pościeli. Wyglądała, jakby chciała z bezpiecznej odległości pogłaskać jednego z wielu złotych zniczy wyszytych na materiale. 
— No więc mówisz, że znasz ondyński? — Hermiona spróbowała powrócić do interesującego ich tematu. — I potrafiłabyś coś przetłumaczyć? 
— Harry, musisz mi pozwolić zabrać ze sobą jednego z tych słodziaków.
— Kolacja! — Dobiegł ich głos Lily ze schodów. — Schodźcie szybko, jedzenie stygnie! 
— Luna, potrafiłabyś coś przetłumaczyć z ondyńskiego? — spytała ponownie Hermiona i spojrzała na koleżankę z nadzieją. 
Luna zatrzymała się w połowie ruchu i zwróciła twarz ku czwórce przyjaciół. Jej oczy, wcześniej rozbiegane i zamglone, były teraz w pełni skupione. 
— Myślicie, że będzie to miało jakiś związek z wizjami Malfoya? 
— Co? Skąd ty…
— Kolacja! — zawołała ponownie Lily. 
Luna wstała, minęła zaskoczonych Harry’ego, Neville’a, Hermionę i Susan, przeszła przez pokój i rzuciła na odchodnym:
— No dalej, bo jedzenie nam wystygnie!
I radośnie zbiegła po schodach. 

12 komentarzy:

  1. *pokasłuje znacząco: pierwszy rozdział*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a wiem, wiem! na pocztę dostaję powiadomienia o komciach u siebie, a od niedawna nawet włączyłam sobie powiadomienia na pocztę na blogach innych, więc już nie da się mnie zaskoczyć, niczego nie przeoczę! :D

      Usuń
  2. Dzisiejszy komć będzie wyjątkowy, bo — uwaga — pierwszy raz w historii będą linki! I postanowiłem sobie przyznawać temu rozdziałowi punkty za Dreville'a... i nie tylko.
    Punkty za nieszczęśliwą miłość będą przyznawane takim serduszkiem: ♥
    A punkty za po prostu urocze momenty będą przyznawane takim serduszkiem: ♡
    Punkty za oooowww momenty: ��
    Punkty za potterowskość: ��
    No to zaczynamy!
    (tak bardzo mam nasrane w głowie XD)
    — Coś… coś… — próbował wydyszeć Harry, gdy oklapł na krześle przy jego stoliku. Minęło parę sekund, zanim udało mu się wyrównać oddech. — Coś się stało Malfoyowi. 
    Neville zamarł. Jeszcze chwilę temu wykrzywiał ironicznie usta, chichocząc w duchu nad kondycją Pottera, jednak teraz na jego twarzy nie było widać nawet cienia uśmiechu. 
    Dreville naczelnym pairingiem tego opka. ;___; ♥ ♡
    Czemu Neville myśli o Harrym jako o Potterze? Wiem, to nie jego myśli noale narracja jest z jego perspektywy, no nie? Aż tak się do niego dystansuje?
    — Tu leży, przecież widzisz, idioto — warknęła Parkinson i w pierwszym odruchu odepchnęła rękę Neville’a, którą ten wysunął w kierunku twarzy Malfoya.  ;___; ♡
    Nasze fanowskie pairingowanie ich jest niespełnione jak miłość Neville'a do Dracona. XD
    (Kto się ze mną nie zgadza ten... ten... ten od neośmierciożerców, o!)
    (...) nie jesteś nawet prawdziwym Ślizgonem! Pokazujesz to na co dzień i teraz znów! Zero lojalności, zero honoru. A honor, lojalność to nie są cechy charakterystyczne dla Gryffindoru?
    Draco dobrze reagował na obecność dziewczyny, wplatał wtedy dłonie w jej włosy — czarne niemal jak ich nastroje — i zaciskał kurczowo pięści, jakby już nigdy nie chciał jej puszczać. Neville mimowolnie zazdrościł Pansy tych momentów. ♥ ♥ ♥
    Minuta ciszy dla Neville'a i jego nieszczęśliwej miłości.
    Ok czytamy dalej.
    (W ogóle ten tekst — włosy niemal czarne jak ich nastroje — xDDD jakoś mnie rozwalił).
    — Do domu jadycie, cu? Ja żem zostaję tu, w Hogwarcie, bo wicie, mam gości.  Od razu pomyślałem o Ślązakach, lol. Albo o góralach.
    Hagrid Ślązak, nie no, beka.
    I tak ich przyjaciel myślami był ciągle przy Draconie.
    siedzieli więc z boku jak pufki pod miotłą ��
    W ogóle przyznawanie punktów jest super. XD Ale zabawa, mam 5 lat he he he he he he.
    — Neville, chodź — powiedziała łagodnie Hermiona i poklepała swoje kolana, sugerując, aby chłopak ułożył na nich głowę. Nie trzeba było go długo namawiać, niemalże od razu bezwładnie opadł na jej nogi. Ooooo ta scena jest taka urocza! ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Susan myślała, że pierwszą osobę, którą zobaczy tak przytuloną do jej kolan, będzie mogła spokojnie nazwać przyszłym mężem najinteligentniejszej uczennicy Hogwartu, ale teraz prychnęła na wizję tej dwójki jako pary. Pomysł ten tak ją rozbawił, że zaśmiała się na głos nawet mimo wcześniejszej kwaśnej atmosfery. No właśnie, co to w ogóle za pomysł, Neville ma być z Draconem.
      — Pamiętasz, co było, gdy Hardodziobek pokiereszował mu rękę na trzecim roku, bo ten idiota jak osioł wsadzał mu łapy do dzioba? Dobrze, że go wtedy przekonałeś, żeby nie odstawiał scen z wnoszeniem oskarżenia na Hagrida, bo pewnie mogłoby być nam teraz ciężej życzyć mu powrotu do zdrowia… O jaaaaaaaaaa... Punkty za uroczość i za potterowskość. �� �� �� �� �� �� ��
      — W każdym razie — wtrąciła Susan — tolerujemy go i tak jakby martwimy się o niego ze względu na ciebie. Bo cię kochamy. 
      — Jak przyjaciela — zastrzegł Harry. 
      — No co ty nie powiesz — parsknął Neville, patrząc na speszonego Gryfona. — Kurde, ja wiem to wszystko.
      �� ��
       Pokładał wiarę w tym, że Draco bezpiecznie dotarł do domu, a jego ojciec dał radę wyjaśnić pochodzenie zagadkowych wizji. Liczył na to, że przyjaciel siedzi teraz i zajada się wymyślnymi daniami, które u Malfoyów były standardem, cały zdrowy i nareszcie wypoczęty. Obawiał się jednak, że to tylko złudne nadzieje, tym bardziej, że odkąd opuścił Hogwart, minęło zaledwie parę godzin. Neville’owi nie wydawało się, aby Lucjuszowi udało się w tak krótkim czasie rozwiązać problem, z którym oni nie radzili sobie od miesięcy. ♡ ♡
      a Harry żartobliwie zatykał uszy i nucił pod nosem piosenkę o bałwanie i trzech skrzatach, żeby zagłuszyć tematy o szkole. ��
      (to mi przypomina scenę z Zakonu Feniksa, jak Syriusz nucił pod nosem Do szopy, hipogryfy...)
      — Twoja mama zadzwoniła dziś do naszych rodziców — wyjaśniła Susan  Jak to zadzwoniła? Przecież oni nie wiedzą, co to telefon...? Jak...?
      — Ja znam ondyński — powiedziała enigmatycznie Luna. Czemu mnie to nie dziwi? ��
      W ogóle te pufy kojarzą mi się ze strefą pufa w BUWie. :3
      — Tata mnie kiedyś nauczył. Mówił, że z ondynami trzeba żyć w zgodzie, bo inaczej przychodzą do ciebie w nocy i zabierają ci oddech. — Luna wzruszyła ramionami i zaczęła przypatrywać się powietrzu ponad pościelą Harry’ego. — Hej, nie mówiłeś, że hodujesz mołdawskie perliczki w swojej sypialni! Boże, Luna! �� �� �� �� ��
      Luna. <3 Luna zdobyła moje serce i ten rozdział do samego końca. Luna. <3

      Podsumowanie
      Punkty za nieszczęśliwą miłość: 4 ♥
      Punkty za „romantyzm”: 3 ♡
      Punkty za „oooww”: 9 ��
      Punkty za potterowskość: 9 ��

      Usuń
    2. O nieeeee... wszystkie moje emotki się skasowały... I cały system punktowy poszedł się...

      Usuń
    3. Nie czytałam jeszcze treści komcia, więc jak chcesz, mogę te komcie usunąć i dodasz je jeszcze raz z innymi oznaczeniami. XD czarne i białe serduszka działają

      Usuń
  3. Jestem okropnym komentatorem, jak tylko mam w życiu poślizg, ale w sondzie zagłosowałam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czuję się koszmarnie, że pod tyloma rozdziałami nie komentowałam. Kolejna rzecz do moich porażek życiowych. xD

    *uwaga: postaram się skrobnąć jakiegoś porządnego komcia, coby zmazać część swoich win... - czy tylko ja słyszę to dziwne zwątpienie?*

    Mam ochotę uderzyć głową w ścianę za każdym razem, kiedy czytam o Harrym i Susan. Ta nieporadność sprawia, że boję się, kto komu i za jak wiele dekad się oświadczy (o ile w ogóle dotrwają do tego momentu). Już i tak wzięli mnie z zaskoczenia, kiedy Susan - z idealnym wyczuciem chwili - zapytała Harry'ego, czy coś do niej czuje. Mam tylko wrażenie, że później potraktowałaś trochę po macoszemu ich relację, bo mamy lekki skok czasowy i streszczenie w postaci dwóch spacerów (chyba że ich spacer opierał się na zwykłych pogaduszkach dwójki przyjaciół z pominięciem pewnej, dość ważnej sprawy). Ale dość o nich, bo mi zaraz coś pęknie *Cassie ignoruje całkowicie fakt, że ona sama nieporadna, nierozgarnięta i w ogóle jakaś dziwna*, i przejdźmy do naszego Draco. Ten wątek powoduje silne zdezorientowanie u mojej skromnej osoby. To jest takie pokićkane, nie wiem co myśleć. Te wizje są niepokojące, zwłaszcza fakt, że są aż tak nasilone - odrzucam teorię, że to wina nagle objawionego jasnowidzenia (po co komu by to było, jeżeli prowadzi do takiego wycieńczenia? Chyba że to taki szok, a później będzie lepiej, mniej chaotycznie i wyczerpująco - chyba że to Twoja wersja jasnowidzenia, która ukazuje je w dość niekorzystnym świetle, ale wtedy po co to wróżbiarstwo? Patrząc na to, że prawdziwy wróżbita nie będzie potrzebował czegoś takiego (ewentualnie do "ujarzmienia" mocy), a zwykły człek się tego nie nauczy <- chyba że poszłam za daleko w złym kierunku, więc może po prostu skończę moją "drobną" dygresję). Obstawiam raczej, że jest to jakoś połączone z osobą Draco (btw ciekawy pomysł na Filcha i jego rolę w tym wszystkim), może Los go wybrał? xD *możliwe, że wskazówki są we wcześniejszych rozdziałów, a ja je zignorowałam - wszystko możliwe*

    To może teraz popiszę (głupoty) na temat wizji Harry'ego. Pierwsze, co mi przyszło na myśl, to to, że ktoś się cofnął w czasie, przeinaczył parę faktów i teraz wcześniejsza rzeczywistość nakłada się na tę (dzięki ci, kanonie z PD). Ale coś czuję, że Twój pomysł będzie trochę w innym stylu. Zastanawia mnie, że Lily coś wie, a Dumbledore zwleka z odpowiedzią (chyba że Harry coś kręcił z wizytą u dyrektora).

    Dobra, kończę, bo coś mam wrażenie, że poziom tego komentarza przekracza bezpieczne granice i wkracza na niezbadane rejony idiotyzmów i ogólnego chaosu.

    Pozdrawiam,
    C.

    PS Tak, mam właśnie ferie! I postanowiłam nadrobić zaległości. I propsy za Lunę - w sumie ona trochę przeraża. Ale tylko troszkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej hej!
    Czekam na nexta xD
    Czuję brak jeziora...
    ( hahah )
    Więcej, więcej, więcej xD - tych poplatanych "jeziornych spraw" xD
    Dawno już nie było o tym wątku z postacią spacerującą po dnie itp.
    Nie mogę się doczekać, jak akcja się rozkręci ^^
    Ciekawe co się z Malfoyem dzieje swoją drogą. Mnie się wydaje, że to nie ma żadnego związku z "jasnowidzeniem", tylko nasze "jeziorko" wlewa się w sprawę xD
    Sorki za ten nieskladny język, coś mi się dzisiaj komć nie chce kleić więc już lepiej skończę :-)
    Czekam na ciąg dalszy xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Keidy można liczyć na kolejną część?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zbieram się, żeby cokolwiek ruszyć, ale życie mnie rozprasza :/ ale mam nadzieję, że z końcem kwietnia już się coś pojawi

      Usuń
  7. wiem, że masz pracę i życie, i nie masz w sumie życia bo praca, ale jak wstawisz ładny rozdział to napiszę ładnego komcia
    a miałem odejść z blogaskosfery
    (dla cb moge zostać)

    [*]

    OdpowiedzUsuń