(c)
Szablon wykonany przez Renfri przy pomocy: 1, 2, 3, 4.
Zapraszam na drugie opowiadanie: DROGA DO CIEBIE

ROZDZIAŁ JEDENASTY


Koniec listopada przemknął Neville’owi szybko jak Potter na swojej nowej miotle, bo samotnie. Wychodził z dormitorium tylko na posiłki i zajęcia, a jedyną osobą, jaką tolerował, był Draco. Jego ucieczka od reszty świata znajdowała swoje wytłumaczenie w absurdalnym zachowaniu Harry’ego, Hermiony i Susan, którzy notorycznie traktowali go jak swoje prywatne koło ratunkowe. Bo dopóki problem stanowili tylko Ruda, beznadziejny Potter i durny problem ich nieszczęśliwej miłości, potrafił to jakoś znosić, ale gdy i Granger zdecydowała się rzucić w objęcia miłości, zwyczajnie uznał, że ma już dość tych kretynizmów. W obliczu tych wydarzeń postanowił jako jedyny zachować się jak dorosły: zorganizował samotny protest i schował się pod kołdrą.
Poza tym bardzo dużo się uczył, bo nadzorował nie tylko swój poziom wiedzy, ale i Dracona, który w obecnym stanie wiecznie wymagał jego pomocy. Dodatkowo brak Hermiony przy pisaniu wypracowań znacząco spowolnił jego tempo pracy. Nawet weekendy wypełniały mu stosy książek, zwitki pergaminów i rozlane plamy atramentu. Zupełnie nie zdziwiło go więc, gdy okazało się, że w sobotę 30 listopada obudził się w połowie rozgrywki Hufflepuff kontra Ravenclaw. Z początku poczuł, że coś zaciska mu się na żołądku, ale po chwili udało mu się uspokoić. Przecież wcale nie żałował, że nie pojawił się na meczu. Przecież znów musiałby znosić Susan i Harry’ego. Nie, wolał zostać w łóżku. 
Miał w pewnym stopniu nadzieję, że może uda mu się tak hibernować pod kątem społecznościowym aż do przerwy świątecznej, jednak dość szybko musiał porzucić to optymistyczne podejście, gdyż w pierwszy grudniowy piątek został bestialsko napadnięty w małym, wąskim korytarzu przez trójkę przyjaciół. 
— Unikasz nas — stwierdziła bardziej niż spytała Hermiona. 
— I olewasz — poskarżyła się Susan. 
— I w ogóle się nami nie interesujesz — pożalił się Harry. 
— A wy mnie wykorzystujecie i w ogóle nie odwdzięczacie za pomoc — odpalił im. 
— Wiemy. — Puchonka zrobiła minę zbitego psa. — Dlatego przyszliśmy cię przeprosić i zabrać na wspólny film. 
— Na co?
— No wiesz, te takie długie zdjęcia mugoli — wyjaśniła Ruda, machając lekceważąco dłonią. 
— I co wy sobie myślicie, że ja się tak dam przekabacić i pójdę? Jestem na was zły. Wkurzacie mnie i wcale nie chcę spędzać z wami czasu — powiedział Neville, zadzierając do góry brodę i zakładając ręce na piersi. — Poza tym muszę dbać o swoją reputację, nie mogę tak szybko dać za wygraną. Co ludzie pomyślą?
— Spokojnie — zapewniła Susan. — Wszyscy wiedzą, że jesteś groźny. 
— I przerażający — rzucił Harry. 
— No przecież jesteś Ślizgonem, cały zamek na myśl o tobie trzęsie portkami — dodała Hermiona, wywracając oczami. 
Neville zasępił się na chwilę. Z jednej strony miał ochotę jak co dzień wrócić do siebie i rzucić się na łóżko, a potem sięgnąć po książki i spędzić z nimi miły wieczór, bo doświadczenie mówiło mu, że wybierając ten wariant, będzie miał pewność, że nic złego się nie wydarzy. Z drugiej strony od ponad trzech tygodni unikał swoich przyjaciół i choć nie chciał się do tego przyznać, trochę się za nimi stęsknił. 
— Pff. No dobra. A co będziemy oglądać?
Ruszyli w czwórkę w kierunku schodów prowadzących na wyższe kondygnacje zamku. 
— Tak naprawdę nie będziemy oglądać filmu, tylko wspomnienie Susan — wyjaśniła Hermiona, sunąc dłonią po kamiennej poręczy schodów. 
— Udało ci się znaleźć myślodsiewnię? — zdziwił się Neville. 
— Ej, skąd on wie o myślodsiewni? — oburzył się Harry. 
Trójka przyjaciół spojrzała po sobie niepewnie. 
— Eee — zaczęła nieporadnie Susan. — Ostatnio w Hogsmeade, gdy poszedłeś, musieliśmy o czymś gadać, no nie? Ty dowiedziałeś się dopiero teraz, bo jakoś temat nam uleciał z głowy…
Wspinali się tak piętro za piętrem. Gdy w końcu znaleźli się na szczycie zamku i doszły ich pierwsze krzyki sir Barnabasza Bzika, Neville spojrzał zdziwiony na przyjaciół i spytał:
— Idziemy do Pokoju Życzeń?
— Długo myślałam, skąd wziąć myślodsiewnię, aż w końcu doszłam do wniosku, że skoro można tu znaleźć i finałowe znicze, i beczkę z miodowym, czemu by nie zażyczyć sobie myślodsiewni? — wytłumaczyła Hermiona, spacerując pod pustą ścinaną, na której już po chwili pojawiły się ciemne, ciężkie, metalowe drzwi. Przypominały jej gotyckie portale do katedr, które miała okazję oglądać z rodzicami w wakacje parę lat temu, gdy wybrali się na wycieczkę po Francji. 
— Ale mroczne — skomentowała Susan i pchnęła jedno ze skrzydeł. 
Ich oczom ukazała się ogromna sala, rozmiarami niemal dorównująca głównemu holowi w Ministerstwie. Na jej środku na majestatycznym podwyższeniu stała wielka, kamienna misa, znad której unosiła się srebrzystobłękitna poświata. Marmurowa posadzka niosła dźwięk ich kroków po całym pomieszczeniu, gdy gęsiego dreptali w stronę mrożącego krew w żyłach naczynia. Stanęli wokół niego i nachylili się, by przyjrzeć się zdobionym brzegom. Na dość szerokim rancie wyżłobione zostały starożytne runy. Hermiona próbowała je odczytać, jednak była zbyt rozkojarzona i przejęta, by móc się skupić na tłumaczeniu.
— Ale czad — westchnął Harry. — Jak tu cicho. 
— Wy też macie tak dziwnie ściśnięty żołądek? — spytał Neville, delikatnie przejeżdżając opuszkiem palca po brzegu kamiennej misy. 
— No, jakbym szła na sprawdzian u Snape’a — przyznała Susan, kuląc się w sobie. Rozglądała się na boki po sali, w której panował tajemniczy półmrok, rozproszony tylko srebrzystą mgiełką unoszącą się znad myślodsiewni. — A jak wsadzimy moje myśli do środka?
— Istnieje specjalne zaklęcie — powiedziała Hermiona. Wyciągnęła różdżkę i przystawiła ją do skroni Rudej, która wytrzeszczyła oczy z przerażenia. 
— Tylko nie uszkodź jej pamięci — zaśmiał się Neville. — Bo co zrobimy potem z takim przytępym gumochłonem? Co prawda jest tak lekka, że bez problemu wrzucimy ją na plecy, ale co dalej? Przecież nie schowamy w schowku u Filcha, zaraz się wyda. 
— Spokojnie, nie ruszaj się i skup na tamtym wspomnieniu. 
Hermiona zaczęła mamrotać pod nosem dziwne słowa w języku, którego Neville kompletnie nie rozpoznawał. Z każdym kolejnym wyrazem odsuwała różdżkę coraz dalej od skroni rozdygotanej przyjaciółki, a za jej końcem ciągnął się srebrzysty strumień, który Hermiona kierowała do środka kamiennego naczynia. Przyjaciele obserwowali jej poczynania w skupieniu. Gdy skończyła, Harry wypalił:
— To co, wskakujemy? 
Pochylił się zaciekawiony nad płynnymi myślami wirującymi w misie. 
— Ja chyba wolę nie — powiedziała Susan, niemal cała biała na twarzy. 
— Zostanę z tobą — zaproponował Neville, uśmiechając się do przyjaciółki. — Chodź, usiądziemy pod ścianą.
Złapał Rudą pod łokieć i razem odeszli na bok, gdzie przycupnęli, a chłopak wziął dziewczynę w objęcia. Widać mocno zestresowała się wizją utraty wszystkich wspomnień, wytrzeszczała bowiem oczy i oddychała ciężko. Pluł sobie w brodę, że zażartował sobie tak okrutnie. Dobrze przecież wiedział, że nie było mowy o jakimkolwiek uszkodzeniu pamięci, zapomniał jednak, że jego przyjaciółka to taki mały chojrak i dramatyzuje, gdy tylko może. Spojrzał na nią rozczulony. Tak, stanowczo tęsknił za tą bandą dziwaków. 
— Hej, wyluzuj, mała — próbował ją uspokoić. — Może opowiesz mi, co się tam u was wydarzyło, że w końcu rozmawiasz normalnie z Potterem? 
— Powiedział mi, że coś do mnie czuje — powiedziała Susan płaczliwie. — Znaczy wiesz, ja powiedziałam, że tak mi się wydaje, że on coś do mnie czuje, a on nie zaprzeczył. I tak jakoś… 
— Ale jesteście teraz razem? 
— Ja właściwie nie wiem — zachlipała. — W sumie dwa razy zaprosił mnie na spacer, ale poza tym to chyba nic się nie zmieniło… 
Neville spojrzał na nią zdziwiony, ale po chwili przyznał w myślach, że przecież niczego innego nie mógł się po nich spodziewać. Oboje maksymalnie nieporadni, pewnie nawet nie wiedzieli, jak się zabrać za wspólne randkowanie. I tak zaskoczył go ten ich wspólny spacer. Postanowił jednak nie wtrącać się w ich sprawy, dopóki nieokrzesanie Pottera nie będzie dla Susan zbyt krzywdzące. Jeśli ten nieszczęsny Gryfonek nie nauczy się radzić i reagować na oczekiwania Rudej sam, to do końca życia będzie go trzeba prowadzić za rękę — a nie tędy droga, Susan nie chciałaby takiego męża. Ale w ogóle, o czym on mówił — męża! Jak umówią się na porządną randkę, to będzie cud… 
Gdy Susan skończyła pociągać nosem i się nieco uspokoiła, opowiedziała mu, że w minionym tygodniu miało miejsce również inne ważne wydarzenie: Hermiona pożegnała się już z Robertem. Obiekt westchnień panny Granger opuścił Hogwart i wrócił w swoje rodzinne strony, do Lismore. Oczywiście zostawił jej swój adres, a nawet już następnego dnia po wyjeździe Hermiona została dumną posiadaczką długiego na dwie stopy listu pióra Roberta Boyla. 
Neville westchnął szczęśliwy. Czyli wszystko wracało do normy. Przytulił mocniej Susan i pomyślał, że tylko Draco mógłby jeszcze pozbyć się tych swoich wizji i niczego więcej od życia by już nie oczekiwał. 
— Czy ty oszalałaś? — dobiegł ich głos ze środka sali. 
Neville i Susan podnieśli gwałtownie głowy, ale okazało się, że to tylko Harry i Hermiona wrócili z myślodsiewni. 
— Ja? Co ja takiego zrobiłam? — zdziwiła się Susan. 
— Jak to co! — niemal krzyknął Harry. — Poleciałaś na tej starej, rozklekotanej miotle nad zbiornik pełen trucizny! Fruwałaś nad nim, jakby to była jakaś wanna z uzdrawiającymi bąbelkami! Chciałaś… chciałaś dotknąć wody, chciałaś rzucić się do wody! — Chłopakowi puściły nerwy. — Chciałaś się zabić! Gdyby nie ten duch…
— Już cię obgadaliśmy sowicie — przerwała mu Hermiona. — Masz szczęście, że cię tam z nami nie było i zdążyliśmy już trochę ochłonąć, Harry normalnie chciał cię udusić. 
— Jej, spokojnie, nie przesadzajcie. 
— I jeszcze nic nam nie powiedziałaś! — awanturował się dalej Harry. — O obserwowaniu choinek i duchach to pierwsza paplałaś, ale o tym, że prawie popełniłaś samobójstwo, nie raczyłaś nas poinformować!
— Harry, wyluzuj. To był czysty przypadek. Poza tym mówiłam wam, że prawie umarłam…
— To, że tak się zbliżyłaś do wody i chciałaś do niej wskoczyć i gdyby nie ten duch, to już byś nie żyła, to też był przypadek?! O tym nie raczyłaś powiedzieć! — zdenerwował się Harry. 
— To nie tak — zaczęła tłumaczyć Susan. — Jezioro mnie przyciągało. Widziałam w nim rodziców, przecież słyszeliście, jak do mnie mówili, to chyba nic dziwnego, tęsknię za nimi…
Hermiona popatrzyła na nią zdziwiona. 
— Jacy rodzice? We wspomnieniu byłaś ty i duch. 
— No przecież, że ich tam nie było. Słyszałam ich po prostu, to oni mówili te rzeczy. 
Harry z Hermioną wymienili się spojrzeniami. 
— Czyli mówisz, że w tym wspomnieniu było coś jeszcze? Coś, czego nie zobaczyliśmy? Nie wiem, czy nie powinniśmy o tym poinformować Dumbledore’a. 
— A dowiedzieliście się czegoś w sprawie tego języka? 
— Niezbyt wiele — wyznała rozczarowana Hermiona. — Muszę poszukać czegoś w bibliotece. Zapamiętałam niektóre dźwięki i chyba udało mi się wychwycić pojedyncze wyrazy, ale na razie nie mam zielonego pojęcia, co to może być za język. Dobra, wracajmy, bo robi się już późno, a jakkolwiek nie jest to sprawa ważna, to i tak wolę nie tracić punktów za przebywanie poza dormitorium po ciszy nocnej. Obgadamy to później. 
Mimo złości, Harry chciał odprowadzić osłabioną Susan do pokoju wspólnego Puchonów. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, już ubiegł go Neville i zapowiedział, że skoro idą w jedną stronę, na dół, to osobiście dopilnuje, żeby Ruda trafiła tam cała i zdrowa. Gryfon powlókł się więc smętnie na siódme piętro. 
Bardzo przejął się tym, co zobaczył we wspomnieniu Susan. Wiedział przecież, że dziewczyna się wtedy załamała, nie miał jednak pojęcia, że chciała targnąć się na swoje życie. Niby temu zaprzeczyła i wyjaśniła, że to jezioro kazało jej wskoczyć wprost do trucizny, ale martwił się, że mogło to być jedynie wstydliwe tłumaczenie — niekoniecznie zgodne z prawdą. 
To było jasne, że z ich czwórki to Susan ma największe problemy z pewnością siebie, ale nie sądził, że sprawa jest aż tak poważna. Co jeśli od dawna nie dostrzegali czegoś, nie poświęcali małej Puchonce wystarczającej uwagi? Potrzebowała pomocy, a oni lekceważyli jej podłe nastroje i niską samoocenę. Gdyby nie reakcja ducha z jeziora, Ruda mogła już nie żyć. A to wszystko byłaby ich wina, ich zaniedbania i wygodnickiego niezauważania problemu przyjaciółki — w końcu tak łatwo bagatelizuje się cudze problemy. Cieszyło go, że sytuacja pomiędzy nimi znacznie się poprawiła, ale najwyraźniej ich kłótnie to jedynie wierzchołek góry lodowej, a prawdziwe komplikacje zaczynały się znacznie głębiej. 
A więc będzie musiał odwlec w czasie rozmowę na temat ich przyszłości i jeszcze przez jakiś czas skupić się na poprawie nastroju Susan. 
Jego nagłe rozważania na temat najbliższych lat sprowokował list, który Hedwiga dostarczyła mu niespodziewanie w zeszłym tygodniu. Poczuł się skonsternowany, widząc na kopercie imiona braci Rona. Czego mogli chcieć? Lecz gdy rozerwał papier i zaczął przelatywać wzrokiem po linijkach tekstu, z każdym kolejnym zdaniem na jego ustach rozkwitał coraz szerszy uśmiech. 
Od tamtej pory trzymał treść listu w tajemnicy przed przyjaciółmi. Bał się trochę, że znów odwróci ich uwagę od Susan. Nie chciał, żeby przez niego coś im umknęło. Nie mógł wiecznie postępować jak zwyczajny egoista.
Jednak z każdym dniem coraz ciężej było mu utrzymać tę wspaniałą nowinę w tajemnicy. 
Harry od zawsze miał problem ze swoją przyszłością, w pewnym momencie zawiesił się bowiem gdzieś pomiędzy oczekiwaniami matki, ojca a podążaniem za swoimi marzeniami. Lily już od lat snuła wizje, że jej syn, dobry zarówno z obrony przed czarną magią jak i zaklęć, ponadprzeciętnie radzący sobie z zielarstwem i transmutacją, a nawet jako tako odnajdujący się na eliksirach, zostanie aurorem. Praca ta była według jego mamy nie tylko prestiżowa, ale i „zapewniająca bezpieczną pod kątem finansowym i zawodowym przyszłość”, jak mawiała. Za to James wymyślił sobie, że Harry powinien realizować jego niespełnione marzenia i dołączyć do brytyjskiej drużyny quidditcha na pozycji szukającego. 
A główny zainteresowany? On marzył o czymś zupełnie innym. I właściwie okazało się, że może to swoje marzenie spełnić, gdyż starsi bracia Rona już na dobre rozkręcili interes i zaproponowali Harry’emu współpracę. Chłopak miał tylko nadzieję, że to nie ich kolejny dowcip, bo mocno się już nastawił i nawet ułożył w myślach przemowę, która przekona rodziców, że dołączenie do ekipy Weasleyów to niegłupi pomysł. Harry obawiał się tylko, że Lily tym razem nieodwracalnie przeklnie jego ojca, gdy wyjdzie na jaw, że to James był tajemniczym sponsorem, dzięki któremu bliźniakom Weasley udało się stanąć na nogi i otworzyć swój własny sklep z dowcipami, co będzie równało się — według niej — zepsuciu kariery zawodowej jego syna. 
Sprytni rudzielce wiedzieli, do kogo się zwrócić, wiadome było bowiem, że Potterowie do biednych nie należą, a James w latach młodości szalał z Hunctwotami w Hogwarcie jeszcze bardziej niż Fred i George w dniach ich największej weny twórczej. I rzeczywiście, gdy Rogacz dowiedział się o planach braci, zaraz wypłacił odpowiednią sumę z banku Gringotta i pożyczył im bezprocentowo na okres dwóch lat. Jednak nie minął nawet rok, a oni nie tylko z powodzeniem rozkręcili interes, ale też zwróciły im się wszystkie koszty i bezproblemowo mogli oddać Potterowi seniorowi wszystkie galeony, nawet z dobrowolną nawiązką. 
Harry przysiadł przed kominkiem i zaczął miętosić w dłoniach dwa listy. Jeden z nich, od braci Rona, odłożył na stół. Drugi był od jego mamy i niestety nie napawał Gryfona takim optymizmem jak ten pierwszy. 
Lily po niemal trzech tygodniach zwłoki odpisała, że Harry powinien niezwłocznie udać się do Dumbledora i poinformować go o swojej wizji. Ostatnie słowo zostało napisane drukowanymi literami i podkreślone dwukrotnie. Poza tym krótkim zdaniem jego mama nie wyjaśniła niczego, nie nawiązała nawet to tego, że Harry miał ponoć wylądować na okładce czasopisma dla młodych czarownic. Nie było mu jednak dane zbyt długo zamartwiać się oszczędnością w słowach jego mamy, gdyż zaraz jego cisza i spokój zostały zakłócone. 
— Słyszałeś? — powiedział podekscytowany Ron, wyrastając jak spod ziemi i siadając obok niego przy kominku. 
— Co miałem słyszeć? 
— Colin przeszedł do ćwierćfinałów!
— Chodzi o ten turniej?
— No pewnie! Zgłosiło się tylu chętnych, że dopiero dziś udało się wybrać najlepszą ósemkę! I Colin jest wśród nich! — wyjaśnił rudzielec, wytrzeszczając na Harry’ego oczy, jakby przekazywał mu najważniejsze informacje świata. 
— Ktoś jeszcze od nas się dostał? — spytał brunet, chcąc sprawić kumplowi przyjemność swoim udawanym zainteresowaniem i podtrzymać rozmowę. 
— No! Thelma Holmes, czaisz? Nasza prefekt naczelna gra w gargułki. Ale chciałbym mieć taką wyluzowaną laskę. 
Potter spojrzał na niego zszokowany. 
— Więc twierdzisz, że Lavender, która obmacuje cię nawet na lekcjach, nie jest wyluzowana? 
— Daj spokój, mamy z Lav ciche dni. Nie wiem, o co jej chodzi. Siedziałem sobie z Colinem i gadaliśmy o tym, że ta nagroda za turniej jest trochę badziewna, no i w tym momencie usłyszałem prychnięcie, Lav nas wyminęła, poszła przed siebie obrażona i od tamtego czasu się nie odzywa. 
— Może to przypadek? Nie wiem, o co może jej chodzić. Rzeczywiście, co zrobić z walentynkowym wypadem do kawiarni? Znaczy no — zmieszał się Harry — wiadomo, jak ma się parę, to jest jasne, ale przecież nikt nie powiedział, że turniej musi wygrać ktoś, kto ma dziewczynę. Albo chłopaka — poprawił się. 
— Ja nie wiem, te baby są jakieś dziwne. 
— Nie wszystkie, Susan jest w porządku. Wyszło na to, że ja się obrażam jak jakiś idiota… A napisałeś wypracowanie dla Snape’a? 
— No co ty, to dopiero na czwartek. 
— I myślisz, że sobie z nim poradzisz w ciągu tygodnia?
Wątpliwości Harry’ego wynikały z tego, że mistrz eliksirów narzucił im ostatnio niebywale wysoki poziom. Już sam fakt, że tylko dwunastka z nich dostała się do klasy owutemowej, mówił swoje o jego wymaganiach, ale teraz, na szóstym roku, przechodził sam siebie. Nie tylko zarzucał ich tryliardem wypracowań długich na mile, ale zmuszał również do takiej gimnastyki w kwestii wyszukiwania materiałów pomocniczych, że gdyby nie Hermiona, Harry już dawno by się poddał. 
Na ostatnich zajęciach Snape jednak przeszedł najśmielsze oczekiwania uczniów. Na wstępie Sophie Roper dostała tygodniowy szlaban za posiadanie plamy na spódnicy. Niecałą minutę później Dafne Greengrass, Ślizgonka, zarobiła karne wypracowanie na trzy stopy, bo jej bluzka wydała się Snape’owi zbyt wydekoltowana. Przez całe zajęcia mężczyzna krążył po pomieszczeniu jak rozszalała osa. Co dziwne, najmocniej obrywało się Pansy Parkinson, która przecież należała do grona ulubionych uczniów mistrza eliksirów. 
— Coś pani nie wychodzi? — syknął Ślizgonce do ucha, gdy jej wywar, zamiast przypominać kolorem czarne porzeczki, wściekle się zaczerwienił. — Może gdyby była pani lepiej przygotowana, pani eliksir przybrałby odpowiednią barwę. Minus dziesięć punktów dla Slytherinu. 
Pansy zacisnęła pięści, a jej jasna cera zaróżowiła się ze złości. Harry i Hermiona wymienili zszokowane spojrzenia. Do czego Snape pił tak naprawdę? Przecież to było normalne, że nie wszystko wychodziło im za pierwszym razem. 
Potem było jeszcze gorzej. Wyciśnięcie soku z fasolki sopophorusa graniczyło niemal z cudem. Harry zastanawiał się, jak chuderlawy profesor radził sobie z eliksirami, skoro nawet wysportowany Ron miał problem ze zmiażdżeniem tego niezniszczalnego składnika. 
— Potter, może przestaniesz głaskać tę fasolkę i zabierzesz się w końcu do roboty? Szlaban w najbliższą sobotę. Zgłoś się o ósmej rano do Filcha i ani minuty spóźnienia. 
— Ale profesorze, o ósmej rano Gryffindor ma zaklepane boisko do quidditcha na trening… — próbował negocjować Harry, ale Snape zasztyletował go wzrokiem.
— Minus dziesięć punktów za niesubordynację. 
Okazało się, że Hermionie również przyrządzenie Wywaru Żywej Śmierci nie szło najlepiej. Krople potu ściekały jej po policzkach i była już cała czerwona z wściekłości. Jej włosy, zawsze i tak odstające, robiły się z każdą minutą coraz bardziej puszyste, aż w końcu jej fryzura zaczęła przypominać gigantycznego pufka. Mieszała i mieszała zgodnie z instrukcją w książce, jednak jej eliksir wciąż pozostawał ciemnofioletowy. 
— Jesteście żałośni — zawyrokował Snape po kolejnym okrążeniu klasy. — Z tak żenującym poziomem nie macie nawet cienia szans, żeby zdać owutema z eliksirów. Wszyscy minus dwadzieścia punktów. Tak, Runcorn, dwadzieścia punktów za każdego Ślizgona. 
Ron wytrzeszczył oczy. Pewnie by się kłócił i awanturował, gdyby nie to, że przez ostatnie zdanie profesora zakrztusił się i niemal udławił własną śliną. Uczniowie domu węża nie wierzyli własnym uszom. 
— Wszyscy won. A ty, Parkinson, zostań — rozkazał Snape i usiadł rozwścieczony za swoim biurkiem. 
Dopiero gdy wychodzili z klasy, Harry spostrzegł, że wśród uczniów obecnych dziś na zajęciach nie było Malfoya. Skojarzenie tego z okropnym zachowaniem profesora nie potrwało długo. Podzielił się z Hermioną swoimi spostrzeżeniami, zapomniał jednak, że wciąż szedł przy nich Ron. 
— I co z tego, że Malfoya nie było? — spytał rudzielec. — To dobrze chyba, przynajmniej nie musieliśmy się gapić na ten jego ironiczny uśmieszek. 
Lawirowali po zamku dobrą chwilę, zanim udało im się znaleźć miejsce, w którym mogli spokojnie porozmawiać. Skoro Draco nie pojawił się na zajęciach, a Snape tak się wściekł, sprawa wydała się im jasna. Nie rozumieli tylko, dlaczego Mistrz Eliksirów tak wyżył się na Parkinson. 
Gryfon nie do końca chciał się do tego przed sobą przyznać, ale chwilami zaczynał się martwić o tego ślizgońskiego dupka. Może nie pałali do siebie wielkim uczuciem, a rywalizację mieli we krwi w związku z przynależnością do dwóch konkurujących ze sobą domów, ale żadne z nich nigdy nie życzyło drugiemu śmierci. Co najwyżej przeziębienia na mecz quidditcha, które uniemożliwiałoby grę, ale przecież to całkiem normalne i niegroźne. Ich rodzice w końcu też w pewnym momencie zawiesili broń i nawet James przestał wdawać się w potyczki słowne z Lucjuszem, bo Malfoy senior też rzadziej niż zwykle je prowokował. Harry’emu obiło się o uszy, że jego mama planowała kiedyś nawet zaprosić rodziców Malfoya na herbatkę dla miłośników dwurożców, ale James dosadnie wybił jej to z głowy. Niemniej jednak nie byli ze sobą na ścieżce wojennej, jedynie „wyznawali skrajnie odmienne poglądy polityczne”, jak powtarzała dyplomatycznie Lily. 
Nie mógł się doczekać świąt w rodzinnym gronie, bardzo chciał już wrócić do domu i na żywo porozmawiać z rodzicami o swoich snach. Nie przyznałby się do tego przed przyjaciółmi za żadne skarby, żeby nie robić scen, ale okropne koszmary z postacią w podartej szacie pojawiały się coraz częściej. Czasami budził się  nagle przerażony, nie wiedząc, gdzie się znajduje. 
Najgorsze było to, że sny o zakapturzonym człowieku nie stanowiły jedynego problemu Harry’ego. Oprócz tego w koszmarach nawiedzało go oko kałamarnicy, które wwiercało się w jego wnętrze tak długo, aż zaczynał w nie wpadać jak w studnię bez dna. 
Machał rękoma, próbując się czegoś złapać, ale tylko bezradnie ciął powietrze. Niebo rozpalała krwista czerwień, a wszędzie dookoła widać było tylko czerń. Po chwili jednak ciemność robiła się bardziej przyjazna, a jego oczy zaczynały rozpoznawać zbliżającą się z każdą sekundą, coraz bardziej mroczną taflę hogwarckiego jeziora. 
Nie mógł nic zrobić, nie potrafił się uratować. 
Pisk w uszach zagłuszył cichy plusk. 

17 komentarzy:

  1. Ładny obrazek :(. Mogę cię zabić i niczym Sylar z Herosów przejąć twoje moce? Powiedz, że tak, ustalimy dogodny termin D:
    (Skomciam jak przeczytam, ale chciałam być pierwsza).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi ten obrazek tak się nie podoba, bo linie są takie mechaniczne... ;---; poza tym tak fatalnie mi się to rysowało... ;---; ale dobra, nie narzekam. :D
      Hm... w przyszły weekend mam koło, może być po? Wolałabym nie przegapić zaliczenia.

      Usuń
  2. Czytałam twojego bloga w każdej wolnej chwili. I skończyłam dziś. I mój komentarz będzie odnosił się do wszystkich rozdziałów (mam nadzieję, że się nie gniewasz, ale moje wewnętrzne zwierzę, czyt. leniwiec, daje o sobie znać).
    Opowiadanie na pewno bardzo oryginalne. Bardzo zaciekawiły mnie wszystkie zmiany w kanonie. Na początku trochę się obawiałam. Nie zrozum mnie źle, pierwszy raz zagłębiłam się w takie opowiadanie. Jednak muszę przyznać, że bardzo mi się spodobało. Czyta się bardzo szybko, wszystko jest przemyślane i logiczne.
    Fabuła jest bardzo interesująca. Zgadzam się, że Hermiona bardziej pasuje do Ravenclawu. Jednak Neville w Slytherinie? Zaskoczyło mnie to totalnie, co nie zmienia faktu, że twój Neville pasuje tam całkiem nieźle. ;) Jeszcze chciałam zahaczyć o rodziców Harry'ego. Wiedziałam, że James będzie niezwykłym ojcem, a Syriusz świetnym ojcem chrzestnym. :D
    Sytuacja z jeziorem jest co najmniej nietypowa. Bardzo mnie ciekawi, co się tam stało. Dlaczego ta trucizna się tam znajduje, co ją spowodowało? I co, na brodę Merlina, ma z tym wspólnego Filch? Na pewno będę czekać na wyjaśnienie tej kwestii i odpowiedzi na moje pytania, więc możesz być pewna, że jeszcze tu wrócę. Groźnie to zabrzmiało. xD
    Bardzo podoba mi się tutaj wątek miłosny, o ile mogę to tak określić. ;) Harry i Susan tak uroczo wokół siebie krążą. Choć, nie powiem, mam nadzieję, że w końcu przejrzą na oczy i będą razem. Pasują do siebie! :D Zaskoczyłaś mnie tym, że zakochałaś Hermionę (nie ważne jak to brzmi) w Robercie, choć trzeba przyznać, że Granger faktycznie pasuje taki "dojrzały" obiekt westchnień. ;D
    Na pewno nie poruszę wszystkich kwestii, które chciałam, zawsze tak mam, gdy staram się napisać komentarz od razu po przeczytaniu. Dlatego dodam tylko, że czekam na następną notkę.
    Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo pomysłów.
    Slytherinka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gniewam się! Tak strasznie! Ciskam z tego gniewu pjorónami jak *chwila zastanowienia, jak on się nazywał, jest taka durna godzina i jestem głodna, że aż mam zaniki* ZEUS *tak, przypomniałam sobie!*.
      Cieszę się, że udało mi się zachować logikę przy zmianach w kanonie!
      I tak, Huncwoty opiekunowie Harry'ego <3 fajnie, że Ci się spodobali! :D
      ...wiesz, z tym Filchem to ja mam coraz większą bekę. W sensie, z rozdziału na rozdział coraz ciężej jest mi zachować powagę, gdy o nim myślę i gdy czytam komcie i w ogóle wiem, że ktoś to czyta. No bo... sama rozumiesz: to Filch.
      Też trochę zaskoczyłam siebie, że zakochałam Hermionę, bo choć całość mam zaplanowaną, ten akurat wątek cały czas stał pod znakiem zapytania. Zwłaszcza, że ja bardzo nie lubię pisać z jej perspektywy (od miesięcy zastanawiam się, czy ktoś w ogóle zauważył, jak perfidnie tego unikam i że to bodaj pierwszy taki długi fragment pisany z jej perspektywy!).
      Następna notka pewnie będzie za jakieś dwa tygodnie. W sensie jest już u bety, ale no, zanim wróci, zanim ja się za to zabiorę, no a trzeba też pisać inne rzeczy, komciać inne blogi, narysować obrazek... sama rozumiesz.
      Cieszę się bardzo, że wpadłaś, bardzo mi miło, że przeczytałaś całość (jednak trochę tekstu do nadrobienia jest już na ten moment) i mam nadzieję, że następne rozdziały Cię nie zawiodą!
      Pozdrawiam ciepło,
      mózg

      Usuń
  3. Witam. Mówiąc szczerze trafiłam na tego bloga całkowicie przypadkiem. Szukałam czegoś ciekawego do czytania. Więc co pomyślałam. No cóż jak się trafło nie zaszkodzi przeczytać.
    A tu proszę...
    Miłe zaskoczenie Hermiona w domu kujonów. Hmm prawda pasuje. Neville w domu węża... szok... Ale przyjemy. Fajnie jest czytać coś czego się nie spotkało do tego czasu. A że sama piszę opowiadanie więc wiem ile znaczy komentarz pod rozdziałem. Czekam na ciąg dalszy :)
    Pozdrawiam i żczę pomysłów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. Nowy rozdział już niedługo.
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń
    2. Dziękuję. Oczywiście przeczytam z przyjemnością.

      Usuń
    3. To ja może powtórzę, skoro jak tchórz usuwasz moje komcie u siebie i nawet nie raczysz odpowiedzieć. <3 Wchodzisz do mnie, zostawiasz spam, po 8 minutach piszesz mi komcia, w którym udajesz, że przeczytałaś moje opko. Ale miałam nadzieję, że to moje przewrażliwienie, przesadne osądy... Ok. Ale wchodzę do Ciebie, komentuję Ci rozdział, czyli widzisz, że zostałam Twoim czytelnikiem, ale po paru dniach znów przychodzisz i zostawiasz mi spam. <3
      Jak widzisz zakładkę "spam", to znaczy, że spam toleruję. I nie trzeba robić ze mnie debila i oszukiwać mnie, że się moje opko czyta, serio, bo i tak wchodzę i czytam. Ale jak się mi bezczelnie ściemnia, a potem nawet się nie pamięta, że przyszłam, poświęciłam swój czas i skomentowałam Twoje opowiadanie, ba nie pamięta się, jak wygląda szata bloga, którego się ponoć przeczytało, do tego stopnia, że się zostawia kolejny spam, to już zajeżdża gówniarstwem do entej potęgi. Kłamstwo ma krótkie nogi, kochanie. :)

      Usuń
  4. Sorry jeśli zrobiłem ci nadzieję, na fajnego komcia, a tu taka kupa, ale wpadłem w przerwie między łaciną, a przeglądaniem erotyków Szarzyńskiego.
    sensowny komć comin' soon
    pozdro, syri

    OdpowiedzUsuń
  5. J..ć ograniczenie 4 096 znaków. -.-
    (...)przemknął Neville’owi szybko jak Potter na swojej nowej miotle(...) Wiesz, jak ja kocham te twoje potterowskie porównania. <3
    Wychodził z dormitorium tylko na posiłki i zajęcia, a jedyną osobą, jaką tolerował, był Draco. Jego ucieczka od reszty świata znajdowała swoje wytłumaczenie w absurdalnym zachowaniu Harry’ego, Hermiony i Susan (...) Jak za pierwszym razem to czytałem, to odniosłem wrażenie, że kolejne zdanie dotyczyło Malfoya, chociaż jest poprawnie napisane i Draco nie jest w nim podmiotem, a i tak musiałem się cofnąć, żeby zrozumieć o co chodzi. Potem jak jeszcze raz je czytałem już nie było tak źle.
    (Tak naprawdę się czepiam, żeby się rozpisać, żeby komć był dłuższy, he he).
    (...)ale gdy i Granger zdecydowała się rzucić w objęcia miłości, zwyczajnie uznał, że ma już dość tych kretynizmów. <3 Biedny, zgorzkniały Neville. Otoczony miłością, wszyscy jego przyjaciele naćpani miłosnymi hormonami. :D
    Swoją drogą Romione jako połączenie Roberta i Hermiony widzi mi się dużo bardziej niż klasyczne Romione (Ron i Hermiona). :D Ale to już wiesz.
    — Unikasz nas — stwierdziła bardziej niż spytała Hermiona. Coś mi nie pasuje w tym szyku zdania po myślniku. Nie brzmi mi to za dobrze i gryzie mi się jak roztrojone skrzypce.
    Wiem, wiem, opkowe problemy pierwszego świata.
    (...) i w ogóle nie odwdzięczacie za pomoc (...) nie odwdzięczacie się. Potocyzmy potocyzmami, ale komć musi być długi, znaczy... no...
    — Dlatego przyszliśmy cię przeprosić i zabrać na wspólny film.
    — Na co?
    — No wiesz, te takie długie zdjęcia mugoli — wyjaśniła Ruda, machając lekceważąco dłonią.

    W ogóle męczy mnie w tym uniwersum, że czarodzieje niby mają magię, przez co powinni być lepiej rozwinięci, a nie znaleźli sobie żadnej alternatywy dla telefonów komórkowych (telefonów w ogóle), dla filmów, odtwarzaczy muzyki...? W piątym tomie było coś o tych szkiełkach, w których można było zobaczyć drugą osobę, jeśli wypowiedziało się jej imię, ale to nie było spopularyzowane na cały świat magiczny, co nie?
    — Spokojnie — zapewniła Susan. — Wszyscy wiedzą, że jesteś groźny.
    — I przerażający — rzucił Harry.
    — No przecież jesteś Ślizgonem, cały zamek na myśl o tobie trzęsie portkami — dodała Hermiona, wywracając oczami.

    xDDD
    I tak zaskoczył go ten ich wspólny spacer. Postanowił jednak nie wtrącać się w ich sprawy, dopóki nieokrzesanie Pottera nie będzie dla Susan zbyt krzywdzące. Jeśli ten nieszczęsny Gryfonek nie nauczy się radzić i reagować na oczekiwania Rudej sam, to do końca życia będzie go trzeba prowadzić za rękę — a nie tędy droga (...) Jak umówią się na porządną randkę, to będzie cud… Ja p....ole, Neville... Ja wiem, że nie trzeba być piekarzem, żeby stwierdzić, że chleb jest nieudany, ale kurde, ty to też jesteś taki casanova, no po prostu od lasek nie możesz się odpędzić, co? Napisz najlepiej książkę pt. Jak wyrwać seksowną Puchonkę i dlaczego wciąż jestem singlem. :v
    Poza tym krótkim zdaniem jego mama nie wyjaśniła niczego, nie nawiązała nawet to tego, że Harry miał ponoć wylądować na okładce czasopisma dla młodych czarownic. Do tego.
    (...) A napisałeś wypracowanie dla Snape’a?
    — No co ty, to dopiero na czwartek.
    — I myślisz, że sobie z nim poradzisz w ciągu tygodnia?

    Właśnie, rozkmina roku. Jak Ron pisze te wszystkie wypracowania, skoro nie przyjaźni się z Hermioną?!
    Potem było jeszcze gorzej. Wyciśnięcie soku z fasolki sopophorusa graniczyło niemal z cudem. Harry zastanawiał się, jak chuderlawy profesor radził sobie z eliksirami, skoro nawet wysportowany Ron miał problem ze zmiażdżeniem tego niezniszczalnego składnika. Ech, biedni uczniowie... Gdyby tylko ktoś znalazł ten stary, zakurzony podręcznik Księcia Półkrwi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej włosy, zawsze i tak odstające, robiły się z każdą minutą coraz bardziej puszyste, aż w końcu jej fryzura zaczęła przypominać gigantycznego pufka. :3 Mam to przed oczami. :D
      W ogóle, ja rozumiem, że Snape jest wyjątkowo wkurzony, bo się martwi, bo Malfoy, bo źle się dzieje, ale aż tak? 20 punktów za każdego Ślizgona, serio?
      Gryfon nie do końca chciał się do tego przed sobą przyznać, ale chwilami zaczynał się martwić o tego ślizgońskiego dupka. Może nie pałali do siebie wielkim uczuciem (...) Oj, Harry, Harry... Fandom ma wiele twarzy...
      Mam nadzieję, że komć satysfakcjonujący. Nie miałem głębszych przemyśleń dotyczących treści.
      Jutro... Dzisiaj ciąg dalszy na DDC.
      Ściskam ciepło w mroźne noce.

      Usuń
    2. Cześć, Syriuszu!
      Taaaak, Neville jest takim omg omg znam się na miłości, choć sam nie potrafi się przed sobą przyznac, w kim jest zakochany, ale o tym w ogóle nie będzie w tym ficzku, no bo to pegi3+ i fokle. ;---;

      Mnie się jednak bardziej podoba druga wersja, którą wymyśliłeś. :D Herbert <3

      No było o szkiełkach, ale w sumie to trochę biedogadżet jak na fakt, że oni mają magię. Ale w sumie Rowling wykreowała środowisko magiczne, trochę jak zatrzymane w XVIII-XIX wieku.

      Dziękuję za literówkę! <3

      Ha, ha, ha! No na pewno radzi sobie troch gorzej, ale generalnie pomaga mu Harry. I musi trochę pomęczyć też innych domowników. :D

      Podręcznik Księcia. <3

      Miałam nadzieję, że zauważysz tego pufka. <3

      ...no, ja sobie próbowałam zracjonalizować punktację. W pierwszym tomie zabierano im po punkcie, natomiast pod koniec już zabierano i tak dużo, zdecydowałam się na 20. Za dużo?

      Buziaczki :*

      Usuń
    3. Taaaak, Neville jest takim omg omg znam się na miłości, choć sam nie potrafi się przed sobą przyznac, w kim jest zakochany, ale o tym w ogóle nie będzie w tym ficzku, no bo to pegi3+ i fokle. ;---;

      I to tak bardzo boli... ;c

      Usuń
  6. Rozdział jak zwykle ciekawy, intrygujący i skłaniający do przemyśleń! Bardzo mi się podoba całkowicie inne wcielenie bohaterów w twoim opowiadaniu - Neville jest świetny! Pozdrawiam i czekam na następny!
    Przy okazji zapraszam na nowy rozdział na http://meadowes-black.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zawsze dziękuję bardzo za komentarz - każda opinia bardzo się dla mnie liczy. :)
      Pozdrawiam ciepło,
      mózg

      Usuń
  7. Uwielbiam to opko xD
    Świetnie się przy nim relaksuję i trochę przypomina mi styl pani Rowling :-D
    O co chodzi z tymi snami harrego ... nie mogę tego rozgryzc. Może za sprawą tego jeziora może sie cofnac czas i... kurcze, chyba się domyślam kto mógł być postacią z wizji Malfoya ( a propo - prawie wszyscy mają wizje xD tzn draco i harry )
    To przecież mógłb byc Riddle, który wrobil w to Filcha. To by było do niego podobne, w końcu zrobił już tak z Hagridem.
    Może to co tam schował w jeziorze to kolejny horkruks który jakimś sposobem się uaktywnił hmm ^^
    Mam nadzieję, że jest już kolejny rozdział, a jak nie, to tym bardziej życzę mnóstwo weny i czasu na pisanie xD
    Będę czekać ^^

    OdpowiedzUsuń