(c)
Szablon wykonany przez Renfri przy pomocy: 1, 2, 3, 4.
Zapraszam na drugie opowiadanie: DROGA DO CIEBIE

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Zachwiana wiara


Święta u Potterów wypadły przedziwnie. Ta dziwaczka Tonks, której włosy raziły wręcz fluorescencyjnym odcieniem różu, najpierw stłukła trzy talerze i rozlała dzbanek soku dyniowego na długo przygotowywaną przez mamę Harry’ego pieczeń, a potem wybiegła w trakcie kolacji, krzycząc, że ma już dość tych oskarżycielskich spojrzeń, choć według Neville’a nikt nie zwracał na nią większej uwagi. Nie znosił ludzi, którzy byli uzależnieni od odstawiania scen, żeby tylko znaleźć się w centrum zainteresowania. Zaraz po Tonks mieszkanie Potterów opuścił Lupin, mówiąc, że musi poszukać swojej narzeczonej, a potem wstał Black i zaczął wciągać płaszcz, bo, jak się tłumaczył, umówił się na randkę z jakąś zjawiskową blondynką i nie mógł tego odwołać. Typowe. 

Harry z każdą chwilą wyglądał na coraz bardziej załamanego i choć nie wykrzykiwał na prawo i lewo swoich pretensji, wielka chmura niezadowolenia unosiła się nad jego głową. Susan próbowała go pocieszyć i nawet w pewnym momencie odważyła się położyć mu dłoń na kolanie, mając nadzieję, że to jakkolwiek pomoże. Ale nie pomogło — tym bardziej, że Luna przez cały wieczór udawała, że nie wie niczego o wizjach Dracona i nie rozumie, skąd te dziwaczne spojrzenia w jej kierunku i ciągłe wypytywanie. Obiecała jednak, że rzuci okiem na wspomnienie Susan i przetłumaczy słowa ondyny. 
Żeby to omówić, spotkali się po przerwie świątecznej — standardowo — w bibliotece. Neville dotarł do niej pierwszy, bowiem palące gorąco na palcu i krótka notka na ich magicznym pergaminie zaskoczyła go, gdy właśnie wychodził z sowiarni. Hermiona pisała, że mają spotkać się tam o piątej, zaraz po podwójnej historii magii, na którą chodziła jedynie Susan, jednak Neville pojawił się w bibliotece już po zaklęciach. Nie miał ochoty wracać do lochów, bo gdy zszedł do dormitorium w przerwie obiadowej, zastał tam scenę, której na pewno nie chciał być świadkiem. Draco wrócił z domu całkowicie zdrowy, z wizjami pojawiającymi się jedynie z rzadka, co Pansy postanowiła sowicie uczcić z narzeczonym w jego łóżku. 
Właśnie kończył wypracowanie dla Flitwicka o pochodzeniu czaru Aguamenti oraz przykładach jego użycia, gdy do biblioteki weszła zirytowana Hermiona. Podeszła do pani Pince, oddała pięć książek, wypożyczyła kolejnych sześć i krokiem emanującym złością podeszła do stolika, przy którym zauważyła Neville’a. 
— Ona jest niemożliwa! — syknęła. 
— Co się stało? Rozmawiałaś z Luną? — spytał Ślizgon, unosząc wzrok znad wypracowania. 
— Czy rozmawiałam? Ma szczęście, że dziś jest piątek, bo gdybym w jakikolwiek inny dzień musiała zmarnować tyle czasu na jej…
— Spokojnie, Herm — przerwał przyjaciółce. — Najważniejsze, że mamy tłumaczenie. Pomyśl, ile czasu byś zmarnowała na naukę języka, gdyby ta wariatka nie znała ondyńskiego — zauważył Neville. 
— Masz rację — powiedziała Hermiona i westchnęła cierpiętniczo. — Najgorsze, że w zasadzie niczego specjalnego się nie dowiedziałam. Ale — zaznaczyła po chwili — Luna nie jest wariatką, przecież powtarzałam ci tysiące razy, że to kwestia trochę innego sposobu myślenia…
Neville uśmiechnął się pokrzepiająco. 
— Tak, tak. No, przynajmniej się upewniliśmy, że niczego nie przegapiliśmy. 
— Czy ktoś cię podmienił? — zdziwiła się Hermiona. — Spodziewałam się, że to ty właśnie będziesz najgłośniej narzekał, że znów niczego nie mamy. 
— Draco wrócił niemal zdrowy — powiedział Neville, jakby te cztery słowa wyjaśniały wszystko. 
Hermiona pokręciła głową, uśmiechając się pod nosem i zajęła się rozkładaniem na stole pergaminów i książek. W oczekiwaniu na przyjście pozostałej dwójki postanowiła nie marnować czasu i napisać chociaż wstęp do wypracowania na poniedziałkowe zaklęcia. Harry już wcześniej zdążył wyrazić swoje niezadowolenie, że zaledwie w dzień po powrocie do szkoły nauczyciele już wrócili do zadawania im prac domowych. 
Niedługo potem do biblioteki przyszli Harry i Susan, trzymając się za ręce. Oboje wydawali się zawstydzeni tym, że pozwolili sobie na tak duży ekshibicjonizm emocjonalny, jednak żadne nie chciało odpuścić tej niewinnej chwili przyjemności. 
— Kazałaś wpaść tu po zajęciach — wybąkała Susan, uśmiechając się głupkowato. 
Zanim Hermiona zdołała rozpocząć swoje wyjaśnienia, uprzedził ją Neville:
— Niczego nie mamy.
— Jak to: niczego nie mamy? — zdziwił się Harry. Jego twarz nagle spoważniała. Przysiadł przy stoliku naprzeciwko Hermiony i bez pytania zajrzał do jej zapisków. 
— Tak to. Duch ostrzegł Susan przed wchodzeniem do wody i wielkim niebezpieczeństwem, które opuściło jezioro — pewnie chodziło o to, że trucizna zaczęła oddziaływać też na roślinność na błoniach, żadna mi sensacja. 
— A jak dokładnie brzmiały te słowa? Może my wpadniemy na coś…
— Sądzisz, że uda ci się dostrzec coś, czego ja nie zauważyłam? — spytała Hermiona i spojrzała na przyjaciela sceptycznie. — Niezależnie od tego, dalej nie daje mi spokoju ta historia Roberta, ta o Filchu. Podpytywałam go o nią w listach, ale nie wie niczego ponad to, co już mi opowiedział. Najgorsze jest to, że nawet nie pamięta, kto mu o tym mówił. A mnie to dręczy, bo mam nieodparte wrażenie, że coś w tym wszystkim jest… Sądzicie, że to mógłby być przypadek? Równolegle z wizjami Malfoya o jakimś mężczyźnie chodzącym po dnie jeziora dowiadujemy się o tym, że Filch ponoć ukrył tam serce swojego ojca. To dziwne. 
— Daj spokój, Herm… Przecież Malfoy nie rozpoznał Filcha, no nie? Ondyna też nie powiedziała nic konkretnego. Poza tym co właściwie chcesz osiągnąć? Nawet jeśli okaże się, że to prawda, co nam to da? — dopytywała Susan. — A chyba mamy wystarczająco dużo spraw związanych z nauką. Na Helgę Hufflepuff, nie wierzę, że to ja to powiedziałam. — Roześmiała się i wyszczerzyła zęby do Harry’ego.
— Drążę temat, bo niezwykle mnie męczy ten brak odpowiedzi. Poza tym, czy to nie wydaje się wam dziwne, że wszystko ostatnio kręci się wokół jeziora? 
— No dobrze, załóżmy, że to ma znaczenie — powiedział Neville. Zdawał sobie sprawę, że jeśli nie przyzna Hermionie racji, przyjaciółka będzie tak długo drążyła, aż w końcu ktoś skapituluje. Uznał więc, że lepiej mieć to już za sobą. — I w jakiś sposób upewnimy się, że to prawda. Co ci to da? Co tym uzyskasz?
— Jak to co? — zdziwiła się dziewczyna. — Przede wszystkim będę wiedziała, że te sprawy naprawdę są ze sobą powiązane, a to może oznaczać, że w Hogwarcie dzieje się naprawdę coś niebezpiecznego. Co jeśli to Filch stoi za tym wszystkim? Harry, nie śmiej się — skarciła przyjaciela. — Może to dla was zabawne, ale jeśli to, co mówił Robert, jest prawdą, nasz woźny jest mordercą. Na dokładkę Snape kiedyś był śmierciożercą! Co jeśli są ze sobą w zmowie? Może to Filch zatruł jezioro, w końcu jego ojciec, choć nie do końca normalny, na pewno miał dojścia do niebezpiecznych artefaktów. I co jeśli współpracuję ze Snape’em? Może chcą zająć miejsce Voldemorta? Wcześniej Grindewald, potem Voldemort, a teraz coś dziwnie długo mamy ciszę!
— Popadłaś w paranoję. Chyba zakochanie ci nie służy, normalnie nigdy nie wygadywałabyś takich bzdur — powiedziała Susan. Słowa przyjaciółki wydały jej się tak nieprawdopodobne i śmieszne, że patrzyła na nią — co się jeszcze nigdy nie zdarzyło — z lekkim politowaniem. 
— Też mnie to trochę bawi, ale Hermiona może mieć rację. Zbieżność tylu rzeczy naraz jest nieco niepokojąca, nie sądzicie? W sumie niczego nie stracimy, jeśli jeszcze trochę powęszymy? — spytał Neville. 
Krukonka spojrzała na niego zaskoczona. Cieszyło ją wsparcie choć jednego przyjaciela, wciąż jednak nie mogła wyjść z podziwu, że to akurat zwykle marudny i wszystkiemu zaprzeczający Neville się za nią wstawił. 
Susan popatrzyła na nich z powątpiewaniem. Wymieniła z Harrym porozumiewawcze spojrzenie i po chwili milczenia powiedziała z ociąganiem:
— No dobra… Choć to dla mnie absurdalne, niech wam będzie. Tylko jak chcecie się tego dowiedzieć? — Odgarnęła włosy spadające jej na twarz i zażartowała: — Chcesz uwarzyć Veritaserum
Trzy pary oczu spojrzały na nią zdziwione. 
— W zasadzie — zaczęła Hermiona ostrożnie — nie jest to taki zły pomysł. Przecież nie moglibyśmy pójść i spytać wprost. A i tylko w ten sposób będziemy mieli pewność, że nie kłamie. 
— Czy ty się dobrze czujesz? — spytała Susan. — Nie chcę cię urazić, ale ja tylko żartowałam. 
— Susan, daj spokój. To, że sugeruję, że moglibyśmy złamać regulamin i zrobić coś nielegalnego, nie oznacza, że od razu coś jest ze mną nie tak. Uważam po prostu, że dzieje się w Hogwarcie coś naprawdę złego i jeśli my się tym nie zajmiemy, nikt tego nie załatwi. Wiem, że jesteśmy tylko uczniami, wiem, że mamy masę nauki na głowie, mam w tym roku o wiele więcej zajęć niż wy i uwierz, zdaję sobie z tego sprawę — powiedziała z naciskiem. — Ale co zrobisz, jeśli za parę miesięcy okaże się, że ktoś zginął tylko dlatego, że nie chciałaś jeden jedyny raz zrobić czegoś ponadprogramowo, fakt — może i nielegalnie, ale w słusznej sprawie? Co jeśli Malfoy umrze? Susan, kto się tym zajmie? Zauważ, że nawet jeśli przerzucimy sprawę na Dumbledore’a, nie sądzę, aby wziął ją na poważnie choćby przez samą dumę. Nie przyznałby się do przeoczenia w sprawie Filcha! W ogóle by się nie przyznał, że zatrudnił mordercę, nie mógłby! Poza tym Dumbledore nigdy nie stanie przeciwko swojemu pracownikowi, a gdy jeszcze nawiążemy jakoś do profesora Snape’a i jego bycia śmierciożercą, możemy być pewni, że nie tylko nie sprawdzi wszystkiego należycie, ale i znacznie utrudni nam ewentualne działanie na własną rękę. 
— Przesadzasz, Dumbledore wcale taki nie jest — Harry stanął w obronie dyrektora. — Zawsze mnie wysłuchuje i pomaga…
— Tak, Harry, ale z jakiej wagi problemami do niego przychodzisz? Naprawdę, uważam, że musimy się tym zająć. Nawet więcej: musimy się tym zająć, nic nikomu nie mówiąc. A jedynym wyjściem, aby dociec prawdy, jest uwarzyć Veritaserum
— Ale dasz w ogóle radę? — spytał Neville. — Wiesz, że ja ci nie pomogę, Susan też. Co najwyżej Harry, ale i on dostał się do klasy owutemowej chyba jakimś pieprzonym fartem. 
Hermiona zapatrzyła się w swoje palce. Mamrotała pod nosem, jakby kalkulowała coś niezwykle istotnego, jakby… ważyła swoje możliwości albo... 
— Mamy sześć dni — zawyrokowała. 
— Sześć dni? Przecież Veritaserum warzy się przez pełną fazę księżyca, to nawet ja to wiem — powiedział Neville zdziwiony. 
Dziewczyna spojrzała na niego rozdrażniona. 
— Za sześć dni wypada pełnia. Będę musiała wtedy rozpocząć pierwszy etap warzenia — wyjaśniła dość cierpliwie mimo jawnej irytacji goszczącej na jej twarzy. — Jasnym jest, że nie pomożecie mi w warzeniu, przecież się z tym liczę. Musicie jednak zająć się składnikami. 
— Pierwszy będzie potrzebny miesięcznik? — spytał Harry, nagle włączając się do rozmowy. Zdawał sobie sprawę z tego, że mają do wyboru albo się pokłócić, albo przystać na dziwaczne fanaberie Hermiony i choć nie do końca zgadzał się z tym, że koniecznie powinni się w tę sprawę mieszać, włączył się do planowania. 
— Dokładnie. Nie wiem, jak to załatwić, w najbliższym czasie nie mamy żadnego wyjścia do Hogsmeade, a nie sądzę, aby tego typu przesyłka została bez zbędnych pytań przepuszczona do nas pocztą… Neville, będziesz musiał coś z tym zrobić. Najlepiej jak najszybciej, muszę mieć czas, aby otoczyć go miętą pieprzową na choćby dwa dni, aby zniwelować jego trujące właściwości. Niby można ten element pominąć, ale wtedy jest zawsze duże prawdopodobieństwo późniejszego zatrucia żołądka, a chcę zostawić jak najmniej śladów po sobie. 
Neville spojrzał na nią skonsternowany. 
— Mam zakraść się do cieplarni? I okłamać profesor Sprout? 
— Na Merlina, kto tu jest Ślizgonem? — dogryzła mu Susan. 
Co chwilę wymieniała się spojrzeniami z Harrym. Oboje wyraźnie nie zgadzali się z tym, co mówiła Hermiona, ale czy mieli jakieś wyjście? Najchętniej olałaby całą sprawę, bo choć miło byłoby w końcu uzyskać odpowiedź na pytania dotyczące sprawy jeziora, to nie za bardzo widziało jej się, żeby miało się to odbywać kosztem jej czasu i to… nielegalnie
Bała się, że gdy sprawa wyjdzie na jaw, będą mieli problemy. Takie warzenie eliksiru w tajemnicy przed nauczycielami, i to jeszcze tak silnego, a potem podanie go pracownikowi zamku... Obawiała się, że takie wykroczenie mogło poskutkować już nie tylko utratą punktów, ale i wydaleniem. 
Chętnie po prostu zrzuciłaby z siebie odpowiedzialność i przekazała problem komuś dorosłemu, ale… Hermiona miała trochę racji. Dumbledore, choć był poczciwy i trochę szalony, nie wziąłby ich słów na poważnie. I choć konsekwencje, które wynikały z planu przyjaciółki, wyglądały niezbyt zachęcająco, dotarło do niej, że nie mają wyjścia. 
Zastanawiało ją to, że Dumbledore wiedział o złym samopoczuciu Malfoya i nie reagował. Neville mówił, że dyrektor ponoć ani razu nie odwiedził Dracona w Skrzydle Szpitalnym. Z rozmowy Snape’a, którą udało mu się podsłuchać, wynikało również, że Dumbledore nic nie robi w sprawie trucizny z jeziora! Wprost nie chciało jej się wierzyć w tak beztroskie podejście profesora, ale skoro Neville dowiedział się tego od samego Snape’a... W końcu opiekun Ślizgonów był blisko z dyrektorem, gdyby coś się działo, wiedziałby... Dubledore nie ukrywałby przed nim niczego... 
Tyle że — zakładając możliwie najbardziej absurdalny scenariusz — jeśli za tym wszystkim naprawdę stał Filch i to w zmowie ze Snape’em, Mistrz Eliksirów robiłby wszystko, aby odwrócić uwagę Dumbledore’a. Miał tak duże pole do manipulacji dyrektorem... 
I choć nie przychodziło jej to łatwo, musiała się z Hermioną zgodzić — jeśli oni się tym nie zajmą, nikt w Hogwarcie nie podejdzie do tego problemu poważnie. Muszą wziąć sprawę we własne ręce, choćby dla upewnienia się, że nie mają racji. 
Ale musieli mieć, no nie? Przecież każda historia zawiera w sobie ziarno prawdy. I nawet jeśli niecała opowieść o Filchu brzmiała sensownie, to może choć jej część naprowadzi ich na trop, który koniec końców pozwoli im wytłumaczyć, czemu woda w jeziorze zamieniła się w truciznę, przez co zginęło tak wiele istot. Może… może uda im się oddać sprawiedliwość tym wszystkim biednym duszyczkom… 
W jej głowie pojawił się obraz dyrektora gratulującego jej odwagi, profesor Sprout zachwycającej się nad jej niebywałą intuicją, samego Ministra Magii, który składał na ich ręce Order Merlina w podzięce za zasługi i uratowanie świata czarodziejów przed zabójczą trucizną... Jej ciocia będzie z niej taka dumna…
— A wiecie — zaczęła, nagle sobie coś przypominając. — Przed Sylwestrem, zaraz po świętach wpadła do nas ciocia Amelia. Może to nic, ale podsłuchałam, jak rozmawia z rodzicami o ojcu Goyle’a, a potem, bo myślała, że niczego nie słyszałam, kazała mi mieć go na oku. Znaczy się nie jego ojca, ale samego Goyle’a. Czy to nie dziwne?
— Taaak — mruknęła Hermiona i spojrzała sceptycznie na przyjaciółkę. — I niezwykle teraz ważne. No to co, ustalone? — zwróciła się w kierunku chłopców, bez pardonu zmieniając temat. — Neville, musisz jak najszybciej zdobyć miesięcznik, będą mi potrzebne cztery pędy. Liście mięty postaram się podkraść na najbliższej lekcji eliksirów w poniedziałek, choć obawiam się, że zostanie nam przez to mało czasu. Ale trudno, musimy dać radę. Warzenie muszę rozpocząć w czwartek podczas nowiu — jeśli się spóźnimy, produkcja eliksiru opóźni się o cały jeden miesiąc. Nie wiadomo, co się może w tym czasie wydarzyć. 
— Na Merlina, Hermiono — powiedział Harry. — Dobrze, uwarzymy ten eliksir i tak, może i masz rację, ale nie musimy podchodzić do tego chyba aż tak dramatycznie, co? Gdyby rzeczywiście sprawa była aż tak paląca, w szkole pojawiliby się aurorzy. Zainteresowałoby się tym ministerstwo. Mielibyśmy przesłuchania w każdej sali. Daj spokój. Sądzę, że to będzie tak naprawdę tylko trochę nielegalna przygoda, z której i tak nic nie wyjdzie, ale dla twojego spokoju… Co nam szkodzi. 
— Co nam szkodzi? Harry, możemy zostać wydaleni! — oburzyła się dziewczyna. — Nie zgadzasz się ze mną, dobra, ale musisz mieć świadomość, jakie konsekwencje mogą mieć nasze czyny! I to jest dramatyczna sprawa. Nie ma o czym dyskutować. Może to do ciebie nie dociera, bo nie mieliśmy z tym codziennej styczności, ale w jeziorze jest mnóstwo martwych! Harry, Filch może być mordercą…!
— Jeny, powtarzasz się, w kółko gadasz tylko o tym, że Filch może być mordercą. Może też nie być, i co? 
— Świetnie. Widzę, że jako jedyny kompletnie nie dostrzegasz powagi sytuacji i w swojej arogancji lekceważysz to, ile osób zginęło, i że kolejne są w zagrożeniu. I nawet nie chcesz kiwnąć palcem, by ewentualnie na to zaradzić — fuknęła na przyjaciela. — Jak masz łamać regulamin dla zabawy, jesteś pierwszy w kolejce. Gdy możemy zrobić coś ważnego, co może pomóc rozwiązać problem, z którym szkoła boryka się od miesięcy — odwracasz się plecami, trzęsąc tyłkiem, bo nie wiąże się to ze świetną zabawą i możliwością żartowania sobie z drugiej osoby. Wspaniale. 
— Nie odwracam się tyłkiem, przecież mówiłem, że ci pomożemy. 
— Tak, ale z jakich pobudek. Dla mojego spokoju. Czyli jeśli nie byłabym wystarczająco uparta, miałbyś w nosie śmierć tysięcy istnień? Mam nadzieję, że pójdziesz po rozum do głowy. Do tego czasu nie waż się do mnie odzywać lub prosić o cokolwiek. 
Hermiona wstała i z uniesioną wysoko brodą wymaszerowała z biblioteki, nie oglądając się za siebie. Wiedziała, że ma rację. Była tego pewna. Jeśli nie oni, nikt nie pochyli się nad tą sprawą. Ona normalnie też przecież nie zwróciłaby uwagi na tę opowieść, uważając, że to jedynie pijacka mrzonka cichociemnego klienta Pubu Pod Świńskim Łbem, ale… teraz się bała. Słowa usłyszane przed kilkoma miesiącami zachwiały jej wiarą w dyrektora i w jego decyzje. Nawet jeśli okaże się, że legenda o Filchu to tylko legenda, wciąż pozostawała sprawa z profesorem Snape’em i jego byciem śmierciożercą. Jak miała dalej ufać osądom Dumbledore’a, skoro zatrudnił do pracy z dziećmi kogoś, kto kiedyś służył Voldemortowi? 
I tak naprawdę, gdyby przyjrzeć się dokładnie działaniom dyrektora, odkąd trucizna pojawiła się w ich jeziorze… Co takiego zrobił? Zadbał jedynie o minimalne zabezpieczenia, a potem, bez rozważania konsekwencji, pozwolił wrócić uczniom do Hogwartu tak jak zawsze. A przecież nie wiedział, czym była ta smolista substancja, ani kto stał za atakiem na hogwarckie jezioro. Nie przeniósł Puchonów i Ślizgonów w bezpieczniejszą część zamku. Dwa miesiące trwało, zanim rozciągnął nad jeziorem czar uniemożliwiający zbliżanie się do trucizny i jej rozprzestrzenianie się. Czy jakkolwiek zareagował na koszmary Harry’ego lub to, że Malfoy trafił do Skrzydła Szpitalnego? Nie, według słów Neville’a, miał to całkowicie w nosie, a Harry’ego zbył i kazał wrócić po świętach. 
Jak miała mu ufać? 
Złościła się na niego, bo swoim brakiem odpowiedzialności wyzwolił w niej chęć łamania regulaminu. Normalnie nigdy by nawet o tym nie pomyślała, a teraz? Kim była ta druga Hermiona, która zamieszkała w jej ciele? Skoro potrafiła zmienić zdanie w sprawie tak dla niej podstawowej, zastanawiała się, czy może sobie w ogóle teraz zaufać. A jak nie Dumbledore’owi i nie sobie, to komu…? 
Coś zakłuło ją w sercu i uświadomiła sobie, że pierwszy raz w obliczu problemu poczuła, że… chciałaby być obok Roberta. Chciałaby, by był tu, w zamku, i jej pomógł. Chciałaby się do niego przytulić i opowiedzieć o tych wszystkich troskach, które zaprzątały jej uwagę i nie pozwalały się skupić. Tak bardzo za nim… tęskniła. Tak, tęskniła za niemalże obcym człowiekiem, kimś, kogo znała zaledwie parę miesięcy. Czuła się bez niego jak bezsilna dziewczynka. Była przerażona, uświadamiając sobie, kim się stała. Z opanowanej, samodzielnej młodej kobiety przemieniła się w roztrzęsioną, uzależnioną od mężczyzny i jego wsparcia trzpiotkę. 
Przecież Robert miał być dla niej drogą do niesamowitej kariery, źródłem samorozwoju tak wielkiego, że niemalże nieosiągalnego, miał być inspiracją i jej muzą! Jednak już po paru tygodniach znajomości okazało się, że wraz ze strumieniem wiedzy, do którego miała dostęp, przyszło też uzależnienie. Tak niebezpieczne i nieokiełznane, że Hermiona nie była w stanie sobie z nim poradzić. 
Dostrzegła, że zbyt wiele myśli poświęca Robertowi, analizuje jego listy, słowa, próbuje dopatrzyć się gdzieś między linijkami sugestii, że może jednak jest dla niego kimś więcej, niż tylko mądrą uczennicą Hogwartu. Lecz to nigdy nie nadchodziło, nie ważne jak precyzyjnie by nie szukała. Nie chciała się do tego przed sobą przyznać — była w końcu chodzącą encyklopedią, racjonalną Hermioną Granger — jednak spostrzegła, że z dnia na dzień coraz bardziej zatraca się w swoim szaleństwie. Lecz do tej pory nigdy, ale to nigdy nawet nie przemknęło jej przez myśl, żeby się poddać i schować za Robertem. Aż do dziś. 
Hermiona wpatrywała się w czarną taflę jeziora przed sobą. Była tak przejęta tym, jakiego przestępstwa dopuściła się na swojej niezależności, że nie dostrzegła, kiedy jej spacer po korytarzach zmienił się w przechadzkę po błoniach. Śnieg sypał, a ona nie miała na sobie ciepłego płaszcza. Co się z nią działo? Przecież normalna Hermiona nigdy nie pozwoliłaby sobie na taką nieodpowiedzialność. 
To musiało się skończyć.

6 komentarzy:

  1. https://www.youtube.com/watch?v=Sagg08DrO5U

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Spadaj, to tylko pół roku było. Musisz przeczytać w styczniu, bo inaczej będzie niefair.

      Usuń
  3. Przepraszam bardzo, ale czemu nikt mnie nie uświadomił jak wiele mnie ominęło !!! (I trzy wykrzykniki, to za mało, by okazać moje oburzenie.) Nie no, w końcu się doczekała, o ile nie miałam zwidów, że Harry i Susan się zeszli. Nie powiem, jak nadrabiałam te ostatnie sześć rozdziałów, irytowała mnie dziewczyna strasznie. Biedna, zakochana i rozkojarzona Hermiona. Jednak wszystko wygrała legenda o Filchu. Trochę mi było żal Malfoya, ale stwierdziłam, że jednak nie. W ogóle jak zobaczyłam, nie pamiętam w którym rozdziale Kopernika, to uśmiech od ucha do ucha.

    Koniec nic nie wnoszącego komentarza, który miesza ze sobą wszystko.
    Nie no, wiesz jak uwielbiam Twoje dzieło. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! :) Miło, że wpadłaś po tak długiej mojej przerwie. :)
      No, oni się zeszli tak po cichu i pokracznie, że ciężko zauważyć. :) Cieszy mnie taki odbiór legendy o Filchu i Kopernika! W ogóle, serio, mega mi miło widzieć komentarz od Ciebie. :)

      Pozdrowionka!

      Usuń